niedziela, 18 grudnia 2016

20 kolejka

Ostatnia kolejka przed zasłużoną przerwą zimową. Grudzień - zimno, pogoda absolutnie nie sprzyja do grania w piłkę, ale wyjść na boisko trzeba. Pokopać trochę nie zaszkodzi. Niby fajnie byłoby to wszystko teraz rzucić i tydzień wcześniej udać się na zasłużonego świątecznego karpia, ale wiadomo - prawa telewizyjne, sponsorzy i inne tego typu bzdety.

Trzeba było zagrać, więc lecimy z podsumowaniem ostatniej kolejki 2016 roku:

Bruk-Bet Termalika Nieciecza - Pogoń Szczecin

Termalika Czesława Michniewicza słynie przede wszystkim z solidnej defensywy, która jest absolutną podstawą tak solidnej postawy na przestrzeni całej rundy (plus tych dodatkowych kolejek "wiosennych"). Mało traconych bramek (choć też wcale nie najmniej) w dużej mierze często rekompensowało raczej przeciętne statystyki ofensywne. Można oczywiście zarzucać, że średnio przystoi czołowej polskiej ekipie - jaką ostatnio stały się Słoniki - tak mizerna gra z przodu, jedna z drugiej strony cel uświęca środki, więc ciężko, moim zdaniem, mieć pretensje do gry, która jest po prostu skuteczna i przez tak długi czas przynosi efekty.

Jedyną rysą na "defensywnym honorze" Termaliki było spotkanie w... Szczecinie, gdzie rozpędzone Słonie, taranujące rywala po rywalu, ni z tego, ni z owego uległy wtedy bardzo słabo spisującej się Pogoni aż 0:5. Piątkowe spotkanie miało więc wyjątkowy wymiar, przyprawiony chęcią wielkiego rewanżu.

Od początku zresztą widać było ogromną motywację miejscowych - Kupczak przejął piłkę po złym zagraniu Râpy, Po chwili przy niej był już Štefánik, natychmiast zagrał do kolegi, a nim się obejrzeliśmy, padła pierwsza bramka - jej autorem Patrik Mišák. Szybka akcja, niesamowicie płynne przejście po odbiorze do akcji ofensywnej i prowadzenie już na samym początku meczu.

Osłabieni m.in. brakiem Murawskiego czy Delewa Portowcy nie potrafili dojść do głosu. Dodatkowo fatalnie spisywali się przebywający na boisku zawodnicy - taki Jarosaw Fojut, jak to się mówi, mógł zachować się lepiej przy pierwszym golu, a dodatkowo niedługo później - konkretnie w 17 minucie - w polu karnym zabawił się z nim Dávid Guba, co powinno się skończyć podwyższeniem prowadzenia.

Od tego momentu obie ekipy w pierwszej połowie były aktywne mniej więcej tak, jak humanista na matmie.

Tymczasem druga połowa - pierwsza konkretna akcja Termaliki, z dystansu uderza Štefánik, piłka odbija się od słupka i wpada do siatki. Jakoś tak wszystko to początkowo wyglądało niemrawo, a jednak zakończyło się sukcesem - 2:0. Po chwili w miarę dobrą sytuację dla Pogoni miał Drygas, ale ewidentnie przestraszył się, że wyjdzie poza ramy piątkowej beznadziejności Pogoni, więc uderzył co prawda mocno, jednak w sam środek. W końcówce Kamil stworzył sobie kolejną sytuację, ale będąc sam na sam, na wślizgu, przeturlał piłkę obok słupka.

Konsekwencja Termaliki wygrała kolejny mecz.

2:0

Ruch Chorzów - Wisła Kraków

---

Zapewne wiecie, co przez ostatni tydzień wydarzyło się w Chorzowie. Ja specjalnie nie chciałem robić o tym dodatkowych artykułów, gdyż tak naprawdę byłoby to po prostu przepisywanie z weszlo.com, które uzyskało dostęp do tych informacji. Napiszę tylko teraz kilka zdań, wplątując to w podsumowanie kolejki. W skrócie - Ruch podpisywał podwójne umowy piłkarzom (na przykład, dajmy na to, jednocześnie dany zawodnik miał umowy jako piłkarz i specjalista od PR), przy okazji zatajając przez PZPN-em te drugie "dodatkowe" papiery. Najważniejszy fakt - gdyby działacze ujawniali to wszystko otwarcie, Ruch NIE MIAŁBY PRAWA od bodajże dwóch sezonów grać w Ekstraklasie, gdyż nie spełniłby, najzwyczajniej w świecie, wymogów finansowych.

Chorzowianie grają więc w Ekstraklasie kosztem innych klubów - takie są fakty.

Skończy się to zapewne karą dziesięciu ujemnych punktów, co może naprawdę mocno przyczynić się do widma degradacji, ostatniego przed tą kolejką, klubu.

I dobrze, bo choć Ruch to zasłużony klub, to niestety działacze swoimi, nomen omen, działaniami doprowadzili do tej mocno podbramkowej sytuacji. Za błędy się po prostu płaci.

---

Niedawno pojawiła się też mocna - swoją drogą dość zabawna - nagonka na weszlo w sprawie ciągłego wałkowania tego tematu. Nie ukrywam, że akurat ja podzielam stronę Krzysztofa Stanowskiego - jestem zdanie, że tego typu gorące (i co najważniejsze - bardzo ważne) tematy należy rozbierać na czynniki pierwsze. Tak samo jak ten sam portal zrobił to m.in. w sprawie prezesa Warty Poznań Pyżalskiego, czy wesołego Jakuba Meresińskiego. To zadziałało i podobnie będzie i tym razem.

Rozgoryczenie kibiców Ruchu oczywiście trzeba zrozumieć, jednak racjonalne myślenie powinno być podstawą każdej zaistniałej sytuacji. Niedługo dojdziemy bowiem do sytuacji, gdzie uznają oni, że odebrane im punkty to wina redakcji Weszlo!, czy po prostu samego Stanowskiego...


"weszlo, dziennikarskie frajerzyny, wasze "artykuły" to zwykłe kpiny"

Coś jak z kibicami Wisły w sprawie Meresińskiego. Naprawdę - jak dla mnie fakt, że ta sprawa ukazała się w mediach, może w przyszłości wyjść Chorzowianom na dobre. Na tym wózku i tak za daleko by nie zajechali, a w wyniku zaistniałej sytuacji mają okazję przejść katharsis. Choć na pewno bolesne, w jakiejś niższej lidze.

Niestety - za błędy zarządzających się płaci.

---

Na razie Ruchowi jednak nikt punktów nie odebrał (do czasu) i wciąż mogą biegać po ekstraklasowych boiskach (prawdopodobnie też do czasu, tutaj mogę nawet podać konkretną datę - nie wykluczone, że do czerwca). W ostatniej kolejce 2016 roku przyszło im się zmierzyć na własnym obiekcie z krakowską Wisłą. Zapowiadało się naprawdę w porządku, gdyż Wisła ostatnio przyzwyczaiła nas, że w meczu tej drużyny pada naprawdę spora ilość bramek. Dodatkowo Ruch, jak musiał - będąc na ostatnim miejscu w tabeli - zacząć punktować, tak teraz - w perspektywie ujemnych punktów - musi jeszcze bardziej.

Miała być więc walka, pot i łzy, a tymczasem pierwsza połowa najzwyczajniej w świecie zawiodła. Ostatni raz tak smakowite kąski pożerałem w szpitalu, lecząc zatrucie pokarmowe.

Druga połowa z kolei - trzeba to oddać - rozpoczęła się od frontalnych ataków Ruchu - swoje sytuacje mieli m.in. Niezgoda i Mazek. Łukasz Załuska momentami musiał zwijać się jak w ukropie. Po mniej więcej 10 minutach wszystko znów wróciło do normy, a na boisku nie działo się za wiele. Tak sobie piłkarze grali, grali, aż w końcówce los uśmiechnął się do Chorzowian, konkretnie do Jarosława Niezgody, który chyba najbardziej zasłużył na trafienie w tym spotkaniu. 80 minuta - wrzutka Konczkowskiego, Uryga źle wybija piłkę, ta trafia pod nogi Niezgody, który mocnym uderzeniem pokonuje bramkarza.

Ruch zdobywa niesamowicie cenne punkty.

1:0

Korona Kielce - Lechia Gdańsk

Intensywność - słowo klucz, jeżeli chodzi o poczynania Korony w spotkaniu z Lechią. Zaczęli odważnie, wysoko, nie pozwalając Gdańszczanom dojść do głosu. Para defensywnych pomocników przyjezdnych Kovačević-Gamakow nie potrafiła poradzić sobie z frontalnymi atakami miejscowych. W ogóle cała Lechia tego dnia nie funkcjonowała, jednak grzechem byłoby nie powiązać tego ze znakomitą dyspozycją podopiecznych Bartoszka.

Choć trudno też omieszkać się stwierdzeniu, że nazwać grę Lechii efektowną, to jak powiedzieć, że borowanie zęba to czysta przyjemność.

Pierwszą sytuację Korona stworzyła sobie w 15 minucie, kiedy po świetnym podaniu Markovićia Aankournie wykorzystał sytuacji sam na sam. Po chwili okazję z ostrego kąta miał napastnik gości Kuświk, jednak po pierwsze nie było praktycznie szans, by zmieścić ją w bramce, a po drugie znajdował się na pozycji spalonej, choć tej akurat nie dostrzegł sędzia. Korona nie przestawała przeważać, ale trzeba też wspomnieć, że stuprocentową sytuację do zdobycia gola powinni mieć podopieczni Nowaka - Palanca ewidentnie fauluje na skraju pola karnego Wojtkowiaka, sędzia jednak - zamiast karnego - dyktuje tylko rzut wolny na 16. metrze. Mila uderza groźnie, ale radzi sobie Małkowski.

Pomimo wszystko to Korona sprawiała lepsze wrażenie, co najdobitniej odzwierciedla posiadanie piłki: 52%-48%. Rzadko która drużyna w meczu przeciwko Lechii dłużej utrzymuje się z piłką przy nodze.

W pierwszej połowie więc postraszenie, w drugiej z kolei konkrety. Po mniej więcej 10 minutach po zmianie stron za bezproduktywnego Michała Przybyłę pojawia się na boisku Jacek Kiełb. No i się zaczyna:

60 minuta: odbiór Korony, szybka akcja, zagranie Aankoura do Kiełba, ten w sytuacji jeden na jeden pokonuje Savićia.

91 minuta: Zagranie za linie obrony Dejmka, świetne przyjęcie Kiełba, zabranie się z piłką i przerzucenie jej nad wychodzącym poza pole karne bramkarzem.

Trzeba sobie powiedzieć jasno - pewne, zasłużone zwycięstwo Korony. Chyba najlepszy mecz pod wodzą Bartoszka.

2:0

Jagielonia Białystok - Wisła Płock

Porażka gdańskiej Lechii spowodowała, że Jaga stanęła przed szansą na odskoczenie bezpośredniemu rywalowi na trzy punkty, co było o tyle ważne, że inauguracyjnym spotkaniem po przerwie zimowej będzie właśnie mecz Lechii z Jagą. Pierwsze miejsce po 2016 roku było już rzecz jasna zapewnione, ale w walce o tytuł liczą się każde punkty, stad spotkanie z będącą ostatnio w gazie - 2:2 w Warszawie, 4:3 u siebie z Ruchem - Wisłą po prostu należało do priorytetowych.

Jak każde.


Boisko jednak zweryfikowało pewne rzeczy i potwierdziło, że dobra forma Wisły nie wzięła się znikąd. Jeszcze w pierwszej połowie wydawało się, że dojdzie do kolejnej wygranej Jagi - w 20 minucie na przykład dobrą sytuację stworzył sobie Černych, ale druga połowa rozwiała wątpliwości. Przede wszystkim nie było widać końca Wlazło show - tydzień temu popisał się hat-trickiem przeciwko Ruchowi, teraz, na początku drugiej połowy, wpakował piłkę do bramki Białostoczan. Wrzucił Kriwiec, strącił Kante, z kolei wlazło oczywiście po trafieniu Wlazło. Po koźle, blisko wyjęcia był Kelemen, jednak nie tym razem.

Teraz taka ciekawostka - przez 3 ostatnie sezony na poziomie pierwszej ligi Wlazło zdobył tyle samo bramek, ile teraz w przeciągu tych dwóch spotkań!

Jaga co prawda szybko odpowiedziała za sprawą Černycha, lecz w doliczonym czasie gry sponiewierał ich Sylwestrzak, sprawiając, że beniaminek wywiózł niesamowicie cenne trzy punkty z boiska lidera.

Taka to ta nasza Ekstraklasa właśnie sobie jest.

1:2


Cracovia Kraków - Lech Poznań

Obszernie to spotkanie zostało już opisane przeze mnie W TYM MIEJSCU.

Legia Warszawa - Górnik Łęczna

Smuda is comeback! Długo czekaliśmy na byłego szkoleniowca Białej Gwiazdy, ale wreszcie jest, wraca! Utrzymanie Górnika po trenerze Rybarskim wydaje się niesamowicie karkołomnym zadaniem, a trudność obranej misji dodatkowo potęguje miejsce debiutu - Łazienkowska 3, Stadion Legii. Jasne - wszystko zweryfikuje zima, ciężko doliczać to spotkanie do dorobku byłego selekcjonera, jednak...

Wynik poszedł w świat, a nieciężko zgadnąć, że piłkarze do późniejszych przygotowań podchodziliby w ciut lepszej atmosferze, gdyby chociaż nie przegrali aż tak wysoko. Nie mówiąc już nawet o korzystnym wyniku i wyczłapaniu się z ostatniego miejsca.

Nie mógł jednak trafić na Legię w gorszym momencie - rozpędzeni po pokonaniu Sportingu i rozbiciu Piasta. Dodatkowo nikt przecież nie zamierzał się oszczędzać - to w końcu ostatni mecz, za chwilę przerwa...

Wszystko poszło zgodnie z planem:



Spotkanie dla Legionistów praktycznie bezbłędne, z dwoma głównymi aktorami - Nikolić - na pożegnanie, gdyż zimą przeniesie się prawdopodobnie do USA - zaaplikowała hat-tricka, z kolei absolutny boiskowy geniusz, jak na piłkarskie warunki, ale też nie tylko, Ofoe maczał palce przy każdej z bramek. Ostatnio zakomunikował, że zamierza zostać w Polsce do lata, nie ucieknie z Legii zimą, co jest najzwyczajniej w świecie genialną informacją dla każdego fana Ekstraklasy. A i Legii, chociażby w starciach z Ajaxem, ten grajek na pewno nie zaszkodzi.

Oj nie...

Stołeczni nie zamierzali długo się bawić - 5 minuta, Ofoe dogrywa do Kazaiszwiliego, ten do Nikolićia, któremu pozostało tylko dostawić nogę. W pierwszej połowie trafił jeszcze również świetnie spisujący się Radović, z koeli druga połowa... Tam to dopiero widać było różnicę. Mnóstwo pomysłów na konstruowanie akcji, efektowność, efektywność, kolejne trzy trafienia - dwukrotnie Nikolić i na dokładkę Hamalainen.

Masakra... A potem rodzice się dziwią, że dzieci mają nierówno pod sufitem. Takie mecze tylko dla 18+.

5:0

---

Poza tym Śląska Wrocław uległ na własnym boisku Arce Gdynia 0:2, co owocuje - rzutem na taśmę - miejscem Gdynian w ósemce na zimę, jak i prawdopodobnym pogonieniem z Wrocławia Mariusza Rumaka. Jutro zakończenie rozgrywek w roku 2016 - Zagłębie Lubin kontra Piast Gliwice.

Czeka nas teraz przerwa zimowa. Podsumowania wracają rzecz jasna w połowie lutego, wraz z początkiem ligowych zmagań 2017. Prawdopodobnie zaczniemy materiałem wprost ze stadionu z 21. kolejki, z cyklu "Footroll w Terenie". Do tego czasu pojawiały się będą z mojej strony nieregularne artykuły dotyczące czy to podsumowania dotychczasowych zmagań, czy relacji z wydarzeń zimowych.

Będzie się działo. A już na dniach coś niezwiązanego z Ekstraklasą - duży wywiad z naprawdę bardzo ciekawą i inspirującą osobą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz