niedziela, 18 grudnia 2016

20 kolejka

Ostatnia kolejka przed zasłużoną przerwą zimową. Grudzień - zimno, pogoda absolutnie nie sprzyja do grania w piłkę, ale wyjść na boisko trzeba. Pokopać trochę nie zaszkodzi. Niby fajnie byłoby to wszystko teraz rzucić i tydzień wcześniej udać się na zasłużonego świątecznego karpia, ale wiadomo - prawa telewizyjne, sponsorzy i inne tego typu bzdety.

Trzeba było zagrać, więc lecimy z podsumowaniem ostatniej kolejki 2016 roku:

Bruk-Bet Termalika Nieciecza - Pogoń Szczecin

niedziela, 11 grudnia 2016

19 kolejka

Pogoń Szczecin - Zagłębie Lubin

W piątkowe późne popołudnie czekało nas spotkanie, w którym naprawdę ciężko było wskazać faworyta - Pogoń niby ostatnio wygrała u siebie 6:2, więc Zagłębie powinno strząść przed nimi porami, ale w sumie Lubinianie pokazali ostatnio klasę jakieś tam umiejętności, wygrywając na trudnym terenie w Niecieczy, przy okazji przełamując długą passę spotkań bez wygranej. Pomimo wszystko zapowiadało się ciekawie, ale właśnie... Prawdę mówiąc, gdybyście przespali pierwszą godzinę meczu, gdybyście po prostu wybrali inne zajęcie (co pewnie uczyniliście) to - możecie odetchnąć z ulgą - za dużo nie straciliście. Więcej do stracenia było chyba nawet podczas nieobecności na lekcji organizacyjnej w podstawówce.

niedziela, 4 grudnia 2016

18 kolejka

 Bruk-Bet Termalika Nieciecza - Zagłębie Lubin

Rok. 365 dni. Szmat czasu, przez który można zapomnieć o wielu rzeczach. Da się na przykład ponad trzysta razy pominąć wyniesienie śmieci, ale można także zrobić jedną akcję, ale za to konkretną - dajmy na to pominąć gdzieś w wyliczeniach żółta kartkę Bartosza Bereszyńskiego, by po jakimś czasie obudzić się z ręką w nocniku. Ekstraklasa jednak o pewnych rzeczach nie zapomina. W ostatni piątek - właśnie w dniu meczu w Niecieczy - obchodziliśmy bowiem rocznicę tej sytuacji:


niedziela, 27 listopada 2016

17 kolejka

Cracovia Kraków - Bruk-Bet Termalika Nieciecza

Dziwnym trafem od dłuższego czasu Cracovia była kreowana na zdecydowanego faworyta tego spotkania - sądzili tak zarówno eksperci, przez cały mecz dziwiąc się, jakim cudem Pasy w pół godziny nie strzeliły ogórkom z Niecieczy osiemnastu bramek, jak i bukmacherzy, mocno lecący z przedmeczowymi przewidywaniami - kurs około 4,4 na wygraną gości zadziałał między innymi na moją wyobraźnię. Zdecydowałem się na nich postawić i - cóż za niespodzianka - nie zawiodłem się. Rozumiem oczywiście, że Cracovia mocna u siebie, bla bla bla, ale trzymajmy się faktów - na podium przed tą kolejką znajdowały się Słoniki, Pasy z kolei okupowały miejsce w strefie spadkowej. Ktoś tu odleciał, a ja skrzętnie sobie z tego skorzystałem, choć prawdopodobieństwo, że kupon wejdzie jest mniej więcej takie , jak to, że chleb spadnie posmarowanym do góry...

Brak przyciągania ziemskiego dało się odczuć także w kabinie komentatorskiej, gdzie odleciał również Tomasz Hajto, ni z tego ni z owego przypominając zacięte boje Cracovii ze Shkëndiją Tetowo: "Była szansa tam więcej zrobić"... Skoro tak, no to śpieszę z przypomnieniem:

niedziela, 20 listopada 2016

16 kolejka

Dziś bardzo nietypowo, gdyż tak jak od września regularnie piszę dla Was obszerne podsumowania każdej kolejki, tak teraz zdarzył się - nazwijmy to roboczo - skomplikowany weekend, gdzie, bez zbędnego czarowania, zbyt dużej ilości spotkań się nie naoglądałem. Dzisiejsze podsumowanie z obszernością będzie miało więc mniej więcej tyle wspólnego, co Łukasz Zwoliński ze skutecznością. W ramach rekompensaty wczoraj zamieściłem jednak bardzo długi tekst opisujący sytuację w Katarze na 6 lat przed Mundialem (TUTAJ), więc myślę, że ta dwójka stałych czytelników, których zapewne wywalczyłem sobie tymi dwoma miesiącami pisania na footrollu, będzie w miarę ukontentowana.

Dziś więc wybaczcie taką a nie inną formę (i długość) - od przyszłego tygodnia wszystko wraca do normy.

---

Piast Gliwice - Cracovia Kraków

Wszystko zaczęło się w Gliwicach (od stworzenia świata, na inauguracji obecnej kolejki kończąc). W związku z przyjazdem Cracovii należało się spodziewać ciekawego widowiska, gdyż obie drużyny najzwyczajniej w świecie nas do tego przyzwyczaiły - w poprzednim sezonie wszystkie trzy mecze wyglądały w miarę efektownie, a na inaugurację obecnego - bach, 5:1 dla Cracovii. Tym razem na mocne wrażenia trzeba było czekać do końca (dosłownie). W pierwszej połowie co prawda trafił Čovilo, ale emocje na dobre rozkręciły się we wspomnianej końcówce - 79 minuta, Badía i wyrównanie. Znów wydawało się, że Pasy stracą niemalże pewne zwycięstwo, przy okazji nie przełamując swojej serii (dotąd wygrali na wyjeździe tyle samo razy, ile sezonów w Ekstraklasie rozegrała LZS Chrząstawa). Co się jednak odwlecze to nie uciecze - w doliczonym czasie gry na wprowadzenie przyjezdnych wyprowadził Budziński.

Nie odwlecze?

Znaczy... yyy... no właśnie... 93 minuta, głupi faul w polu karnym obrońcy Cracovii Ferraresso, zamieniony na bramkę przez Gotala. Remis.

2:2

Jagielonia Białystok - Legia Warszawa

Jeżeli mecze Piasta z Cracovią w ostatnich latach wywoływały duże emocje, to co  dopiero powiedzieć o starciach Jagi z Legią? Pamiętny wspólny doping na trybunie Jagielonii fanów obu drużyn, kontrowersyjny rzut karny dający zwycięstwo Legii i zmuszający Probierza do pie*dolnięcia sobie whiskey, czy jeszcze wcześniej puszczenie na stadionie Jagielonii, przy wybiegnięciu na rozgrzewkę Legionistów, hymnu Ligi Mistrzów (zaraz po walkowerze z Celtikiem). Działo się naprawdę dużo na murawie, jak i poza nią. Tym razem jednak więcej na samej płycie, na co raczej nie należy narzekać. Chyba że chcemy pogadać o grze gospodarzy, wtedy słowa krytyki są wręcz wskazane. Powiedźmy sobie szczerze - zrobili wszystko, aby przyjezdni przed starciem z Borussią zbytnio się nie zmęczyli. W pierwszej połowie trafił Guilherme, po godzinie gry świetnie prezentujący się od pewnego czasu Ofoe, a większość trafień i tak padła - wzorując się na wcześniejszym meczu - w doliczonym czasie gry. Jeden dla Jagielonii, dwa dla Legii. Mały nokaucik lidera.

1:4

Górnik Łęczna - Ruch Chorzów

Spotkanie ostatniej z przedostatnią ekipą na neutralnym terenie. Czy w sobotnie popołudnie mogło zdarzyć się coś lepszego? Wiadomo, pytanie retoryczne, zawsze Ruch Chorzów mógł zostać zastąpiony przez klasyczne Podbeskidzie, ale aż tak dobrze jeszcze nie ma. Na szybko po meczu zastanowiłem się, co po takim spotkaniu powinno należeć do obowiązków Górnika:

- pielgrzymka do Częstochowy, opcjonalnie Mekki,

- telefon do Janusza Wójcika,

- telefon do Ryszarda Forbricha,

- telefon do zarządu Pierwszej Ligi Piłkarskiej, aby zacząć badać teren pod przyszły sezon

Czwórka od Ruchu Chorzów (Ruchu Chorzów!) na prawie własnym obiekcie, to musi być po prostu kompromitacja. Łęcznianom naprawdę pozostały tylko te modlitwy, czy telefony.

0:4

Pogoń Szczecin - Wisła Kraków

Ádám Gyurcsó 15‘, 20‘, 25‘, 51‘... Ten węgierski skrzydłowy tak naprawdę od początku sezonu prezentował ciekawą formą, ale aż takiego wystrzału nie spodziewał się chyba nikt. Hat-trick w dziesięć minut, łącznie cztery gole. Dodatkowo Pogoń od 51 minuty prowadząca z Wisłą 6:1... Co by nie mówić na emocje nie można było narzekać, a na pewno pomogła w tym dyspozycja piłkarzy Wisły, jak i rzecz jasna nie dyspozycyjność naprawdę solidnego grona zawodników. Z różnych względów nie mogli wystąpić bowiem Guzmics, Jović, Sadlok, Pietrzak, Małecki, Ondrášek i Zachara, który... Brał tego dnia ślub. Naprawdę wyobrażam sobie korzystniejszy, jak dla piłkarza, termin na wesele, ale skoro klub się zgodził - co kto lubi.

Pogoń rzecz jasna nie miała najmniejszych problemów ze zdeklasowaniem tak osłabionej Wisły. Wyhamowała na początku drugiej połowy, gdy 
Gyurcsó zdobył szóstego gola. Strach pomyśleć, jak to by się skończyło, gdyby wtedy zachciało im się jeszcze pójść za ciosem...

6:2

Lechia Gdańsk - Wisła Płock

Pisząc swego czasu artykuł o znakomitej sytuacji Lechii w obecnym roku (m.in. cztery spotkania na własnym boisku, plus w międzyczasie Derby Trójmiasta w Gdynii), gdzieś z tyłu głowy miałem, że zapewne nie do końca uda im się to wykorzystać (opcjonalnie w ogóle). No i faktycznie wszystko szło bardzo stykowo - 3:2 z Piastem i po 1:1 z Arką i Pogonią. Tym razem znów niepewne, wymęczone w końcówce 2:1 z Wisłą (która zresztą do przerwy prowadziła), ale liczą się fakty - to kolejne trzy punkty ekipy z Trójmiasta. Nie zawsze efektownie, lecz do bólu konsekwentnie. Za tydzień u siebie z outsiderem z Łęcznej. Coś mi jednak mówi, że to znów nie będzie łatwy mecz.

2:1

niedziela, 6 listopada 2016

15 kolejka Ekstraklasy

Wisła Płocka - Arka Gdynia

Piątek. Późne deszczowe popołudnie. Pogoda ewidentnie nie sprzyja do grania w piłkę. Jak ktoś się uprze, to i może pomyśleć, że Real postanowił wziąć rewanż na Legii, bo i sceneria podobna - wstępnie wygląda to na sparing z obecnością jakiejś nieco większej garstki kibiców. Napisałbym, że emocje jak na grzybach, ale tam jest przynajmniej jakaś adrenalinka - a nóż wyskoczy ci zza drzewa dzik - z kolei tutaj bezzębny, bezbarwny, bezpłciowy mecz dwóch beniaminków, którzy wyhamowali z gracją awaryjnie hamującego tira na ekspresówce.  Wymowne niech będzie, że akcją meczu nazwać można chyba spine, jaką złapali ze sobą... Dwaj zawodnicy Wisły Płock - Furman i Stępiński. Po końcowym gwizdku mało co się nie pobili, co tylko dopełniło perfekcyjnego obrazu tego naprawdę kabaretowego spotkania.

Choć w sumie jakby tak zacząć szukać jakiś pozytywów, to coś tam się znajdzie. Na przykład początek, gdzie wizualną przewagę miała Arka - co jest naprawdę sporym wyczynem, patrząc na ich wyjazdowe poczynania - a przyzwoitą szansę po strzale głową miał Sołdecki. Co prawda nie była aż tak klarowna, jak w szeroko opisywanych TUTAJ Derbach Trójmiasta, ale przy odrobinie szczęście Gdynianie mogli objąć prowadzenie. Na tym jednak skończyły się popisy graczy z pola w drużynie przyjezdnych. Mniej więcej po kwadransie mogło się już wydawać, że na placu boju pozostał jedynie ich bramkarz Konrad Jałocha, raz po raz zwijający się jak w ukropie, by uratować gości przed stratą gola:

poniedziałek, 31 października 2016

14 kolejka Ekstraklasy

Piast Gliwice - Bruk-Bet Termalika Nieciecza

W zeszłym tygodniu, w meczu Śląska Wrocław, objawił się Peter Grajciar, który ostatni dobry mecz rozegrał dwa lata temu. Tymczasem ostatnio szok - dublet z Cracovią! Na rozpoczęcie tej kolejki czekało nas kolejne zaskoczenie - Michał Masłowski stał się bohaterem Piasta Gliwice. Ofensywny pomocnik, który ostatnio dobrze zagrał za Osucha w Zawiszy, a - jak wiemy - później przebywał jeszcze (celowo unikam słowa "grał") w Legii Warszawa, skąd trafił właśnie na Śląsk. Tym razem po prostu zniszczył ekstraklasowy system - piękna bramka z rzutu wolnego, potem kluczowe podanie przy zwycięskim golu Barišićia. W międzyczasie trafili Niecieczanie, później stwarzając sobie co najmniej pięć dobrych sytuacji, z których z dwie możemy zakwalifikować jako "setki".

Nie ma jednak siły na Masłowskiego! Na miejscu Látala nie wystawiłbym go w kolejnym meczu, wiadomo przecież - jak mawia Orest Lenczyk - że drugi raz z rzędu tak dobrego meczu już nie zagra.

2:1
Korona Kielce - Legia Warszawa

Czy Legioniści powinni bać się Kielczan? Kilka dni temu udało mi się udowodnić na Twitterze, iż... Jak najbardziej!
 

Pierwsze minuty, co zaskakiwać rzecz jasna nie powinno, pokazały, że w moim wpisie jest jakieś 100% więcej prawdy, niż mięsa w parówkach. Ostatnia w tabeli Korona poskładała bowiem Legię szybciej, niż da się złożyć koszulkę. W 7 minucie wrzutka w pole karne, Malarz czeka na piłkę, uprzedza go Rymaniak, któremu potem bramkarz Legii funduje lekki cios w głowę, co ostatecznie kończy się rzutem karnym. Do piłki podchodzi Palanca, 1:0. Nim się obejrzeliśmy, Korona doszło do kolejnej klarownej sytuacji - wywalczyła rzut rożny. Jak wiemy, w tym sezonie jest  to przekleństwem Legionistów. Pasywne zachowanie obrońców i spokojne uderzenie Grzelaka. 12 minuta, 2:0 - szał w Kielcach i okolicach.

I tak to sobie potem leciało. Stołeczni już szykowali wymówki, jaki to ogromny pech dopadł ich akurat w tym momencie - wiadomo, zmiana trenera w Kielcach (czytaj: efekt nowej miotły), plus zbliżający się mecz z Realem (czytaj: skupienie się na tym meczu, z powodu chęci sprawienia kibicom, którzy w środę przyjdą na stadion, ogromnej radości haha, nieśmieszne). W międzyczasie coś tam delikatnie zaczęło się jednak zazębiać - po pół godzinie gry dośrodkował w pole karne Hamalainen, piłka minęła całą znakomitą żelazną obronę Korony, po czym Guilherme jednym zwodem poradził sobie z kolejną dwójką profesorów defensywy na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach i pięknym strzałem zdobył bramkę kontaktową.

Do przerwy doszło jeszcze do jednej dobrej sytuacji, tym razem dla Korony. Rzut wolny (cóż za niespodzianka!), zamieszanie, niedokładne piąstkowanie Malarza, po czym minimalnie chybił głową Palanca. Jestem w stanie zaryzykować i postawić na szali zeszłotygodniowe wydanie Przeglądu Sportowego, że jego vis-a-vis z Realu, Gareth Bale, w takiej sytuacji jednak może znaleźć drogę do siatki. Zresztą, patrząc na poczynania defensywne obrony Legii, nie tylko w takiej...

Po przerwie piłkarze zmienili strony (Serio!), no i doszło do sytuacji bez precedensu. Otóż jeden z Kielczan po prostu zapomniał czegoś z szatni, i grał bez tego - uwaga - aż 4 minuty! Konkretnie chodzi o mózg Miquela Palancy, który sam sobie zafundował głupim faulem drugą żółtą kartkę. Od tego momentu gra Korony siadła, co zaowocowało wyjściem na prowadzenie Legii - najpierw po przypadkowym zagraniu Guilherme do Nikolićia węgierski napastnik uporał się z bramkarzem, potem małe zamieszanie, zakończone samobójczym trafieniem Rymaniaka.

Korona straciła impet, a Legia... Zawodnika. W 70 minucie bowiem drugą żółtą kartkę obejrzał Pazdan, no i od tego momentu mogło się wydawać, że znowu się zacznie. Faktycznie - zaraz po tym faulu wrzutka z wolnego i w klarownej sytuacji znalazł się Radek Dejmek, jednak nieczysto trafił w piłkę głową. Szansę po strzale z dystansu miał jeszcze Możdżeń, jednak w końcowym rozrachunku to Legia dobiła Koroną po golu wprowadzonego z ławki Prijovićia.

Naprawdę żywy, ciekawy mecz!

2:4.

Górnik Łęczna - Śląsk Wrocław

Ostatnio pokusiłem się o wielogodzinną fachową analizę, z której wyszło mi, że Śląsk nie radzi sobie w meczach u siebie. Skąd tak druzgocące wnioski? Cóż - po konsultacjach z rodziną uznałem, że 0 zwycięstw, 4 remisy i 3 porażki to nienajlepszy bilans. Kontrowersyjna opinia? Jasne, ale nieraz trzeba być kontrowersyjnym.

Z drugiej strony z kolei przyjrzałem się starciom Wrocławian na wyjeździe, a tam - lider tabeli! Od początku wydawało się więc, że Śląsk może być faworytem starcia z Górnikiem, ale takiego wyniku, przede wszystkim takiego początku, w wykonaniu ekipy Mariusza Rumaka nie miał prawa spodziewać się nikt. W ciągu pół godziny -perfekcyjny rzut wolny Marioki, piękne uderzenie Bilińskiego i jako zwieńczenie ładne uwolnienie się od obrońcy Alvarinho i gol Grajciara... 0:3!

Tak - ten Śląsk, który zapomina jak gra się w piłkę na wyjeździe, ten Śląsk Mariusza Rumaka, właśnie umacnia swoją pozycję, jako lidera wyjazdowych starć. Gdyby tylko ciut (albo w sumie bardziej ciut) lepiej szło im w domowych meczach... Powiem tylko tyle, że udało mi się dostać od zdjęć z powrotu piłkarzy do Wrocławia. Policja, na wniosek fanów, stara się uniemożliwić zespołowi ponowną wizytę na własnym obiekcie.



0:3

Pogoń Szczecin - Ruch Chorzów

Po przyjściu zimą do Legii Jarosława Niezgody, napastnika wówczas II-ligowej Wisły Puławy, większość pukała się w czoło. Prawdopodobnie miała rację, bo napastnik przez pierwszą rundę nie wystąpił w żadnym spotkaniu. Szansę dostał dopiero u Besnika Hasiego, w przegranym starciu z Arką. Zagrał, jak większość drużyny, fatalnie, co skończyło się wydaleniem go ze stolicy. Poszedł do Ruchu, z którego ubył Stępiński, lecz tak naprawdę ciężko było wymagać od niego wiele. Tymczasem już na początku swojej przygody dokonał czegoś w naszej lidze rzadkiego - w 4 meczach z rzędu wpisywał się na listę strzelców (ostatnio w Ruchu udało się to Piechowi). Trafił oczywiście w Szczecinie - miał trochę szczęścia, bo wślizgiem nabił go Fojut, ale prawdę mówiąc oprócz szczęścia w tej akcji zadecydowały także umiejętności, gdyż praktycznie sam, bez pomocy partnerów, wyprowadził Ruch na prowadzenie. Wiadomo, że jeszcze nie ma się co za bardzo podniecać - to dopiero cztery mecze, zawodnika wcześniej niewyróżniającego się w rezerwach Legii (gdzie w sumie nie wyróżniał się przecież też Lewandowski...), ale naprawdę warto zwrócić na niego uwagę. Nie odpuszcza, gra bez półśrodków, ma gaz.

Sam Niezgoda to jednak za mało, aby pokonać Portowców. Ci mieli z koeli w składzie Delewa - wyrównał w dość ekwilibrystyczny sposób, pokonując bramkarza sprytnym strzałem głową, po którym piłka odbiła się od słupka. Hrdlička stał na środku, był dobrze ustawiony. Tylko taki strzał mógł go pokonać... Remis.

W drugiej połowie jeszcze lepiej prezentowała się Pogoń, niezrażona absencją Rafała Murawskiego. Ruch nie miał już za dużo do powiedzenia, praktycznie nie oddawał strzałów (w ogóle w całym meczu tylko 2 celne), nie kwapił się do przejmowania pola gry. Zasłużył po prostu na porażkę, która przyszła po kolejnym dobrym strzale Delewa.

Tym sposobem Pogoń, która przecież tułała się ostatnio przy strefie spadkowej, wygrała 3 ostatnie mecze, awansując przy okazji do pierwszej ósemki. Pomimo wszystko teraz jakieś dwie przegrane i znów może być o krok od kreski.

"Jesteś tak płaska jak tabela Ekstraklasy". W tym sezonie jak najbardziej adekwatne porównanie.

2:1

Lech Poznań - Wisła Płock

Wydarzenia ciekawsze od oglądania meczu to m.in.:

-nieoglądanie tego meczu,

-Spływ kajakami bez kajaków,

-analizowanie wiersza na lekcji języka polskiego,

-słuchanie DissBlastera,

-analiza poruszania się po boisku Charlego Mbokungologolololololo z Manbeji FC z 3. ligi Sudanu Południowego.

Naprawdę nie minę się z prawdą, gdy napiszę, że więcej ciekawych rzeczy dzieje się rano w warzywniaku. Jedni i drudzy zaliczyli występ tak barwny jak zmywacz do paznokci. Wszystko dopełniał naprawdę fatalny stan murawy w Poznaniu...

Zaczęło się nie najgorzej, bo od początku - niespodziewanie - inicjatywę przejęli przyjezdni, którzy wywalczyli m.in. 3 rzuty rożne (a jak wiemy, dzięki dośrodkowaniom Furmana, to zawsze jest groźne), a po 9 minutach i świetnym prostopadłym zagraniu Majewskiego (wcześniej w tempo zagrał mu Jevtić), piłkę do siatki skierował Kownacki. Od tego momentu jednak musieliśmy czekać jakieś 78 minut na kolejną dobrą sytuację, a to jeszcze mocno naciągną przez naprawdę głupi faul Drozdowicza na Trałce, zakończony rzutem karnym. Robak podwyższył na 2:0, a widzowie wyszli ze stadionu uradowani... Że to już koniec.



2:0

Cracovia Kraków - Jagielonia Białystok

Nie będę czarował, że oglądałem ten mecz, gdyż w momencie jego rozpoczęcia chyba jakoś dojeżdżałem do Gdynii. A opisywać nieoglądanego meczu za bardzo nie ma sensu. Więc tylko krótko - w spotkaniu dwóch najlepszych strzelb Ekstraklasy (jak to w ogóle brzmi!) Vassiljeva i  Čovilo zdecydowanie lepszy okazał się "Cesarz Estonii" (gol i dwie asysty!), którego Jaga zbliżyła się przy okazji do liderującej Lechii na zaledwie dwa punkty.

1:3


Arka Gdynia - Lechia Gdańsk

Obszerny reportaż z tego spotkania pojawił się już wczoraj na stronie w TYM miejscu.

1:1

Zagłębie Lubin - Wisła Kraków

Poniedziałkowe mecze z reguły odbywają się głównie z powodu wymogów transmisyjnych. Poza tym tak naprawdę nikomu do szczęścia nie są potrzebne, gdyż dzieje się w nich mniej więcej tyle, co na lekcji biologi w liceum. Ogólnie - tak jak już kiedyś w ramach jakiegoś meczu pisałem - jak założycie sobie, że po pięciu celnych podaniach wypijecie jedno piwo, no to po przeważającej części poniedziałkowych starć będziecie mogli bez problemu wsiąść za kółko, kompletnie bez obaw o utratę prawo jazdy.

Tym razem jednak gwiazdy na niebie ułożyły się tak, że obejrzeliśmy spotkanie z dużą ilością akcji, przyzwoitym tempem i intensywnością. Po prostu jak nie Ekstraklasa! Dużą rolę odegrały oczywiście indywidualne błędy, jak chociażby ten bramkarza Zagłębia Polačka, który dosłownie i w przenośni (bardziej dosłownie) wypuścił z rąk zwycięstwo. Zagłębie remisując z Wisłą tak czy siak wdrapało się na podium, ale po takim przebiegu spotkania po prostu muszą odczuwać niedosyt większy niż pragnienie goli Paco Alcácera.