niedziela, 25 września 2016

Ekstraklasa #12 (2016/2017, 10. kolejka, 23-26 września)

Bruk-Bet Termalika Nieciecza - Wisła Płock

W trzeciej minucie, jak zawsze w meczach Wisły, dośrodkowanie z rzutu rożnego Furmana i groźny strzał głową Szymińskiego, który zatrzymał się na słupku. Poza tym w pierwszej połowie spotkania inaugurującego dziesiątą serię gier działo się tyle, co kot napłakał, a - dodajmy - nie było to zbyt skore do płaczu zwierze.

Po zmianie stron gra trochę się ruszyła, piłkarze wybudzili się z kompletnego marazmu, lecz nikt chyba nie oczekiwał cudów - marazm został zamieniony na jakiś pół marazm, który przyniósł w sumie tylko jedną sytuację w końcówce meczu, kiedy nie po raz pierwszy obciął się defensor Wisły Stefańczyk, a po świetnym zagraniu Dawida Nowaka Przemysław Bartłomiej Babiarz znalazł się w sytuacji jeden na jeden z Kiełpinem... Boczna siatka.

W sumie gdybyście jakimś cudem zamiast tego meczu odpalili sobie powtórki z olimpiady z 1990 i zatrzymali się na dyscyplinie zwanej strzelaniem do żywych gołębi, która wtedy odbyła się pierwszy i ostatni raz w historii Igrzysk, zapewne bawilibyście się lepiej, a może nawet udałoby się Wam obejrzeć ciut więcej strzałów...

Z kolei jeżeli ktoś podczas tego meczu nie zasnął - gratulacje! Niektórzy jednak przegrali. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, w większości domów sen okazał się zdecydowanie lepiej przygotowany kondycyjne i bardziej konsekwentnie realizował swoje założenia taktyczne.

0-0


Wisła Kraków - Legia Warszawa

Po meczu na szczycie Termaliki z Wisłą Płock, przyszedł czas na starcie drużyn od początku sezonu bijących się o utrzymanie. Z jednej strony Wisła Kraków, która ostatnio przełamała się z Piastem, z drugiej Legia, z którą ostatnio przełamuje się każdy. I tu pojawia się problem - nie da się dwa razy z rzędu przełamać, więc od początku jasne było, że zwycięsko z tego starcia nie wyjdą gospodarze. Goście też są fatalni, więc kto łudził się, że skończy się inaczej niż remisem, powinien - mówiąc bardzo analitycznie - przestać się już łudzić.

Pomimo wszystko spotkanie od początku wyglądało godnie - niektórzy mogliby sobie nawet pomyśleć, że mierzą się jakieś uznane marki. No bo co - świetna atmosfera na trybunach, rekord frekwencji, odpalone race (Wisła bogata, zapłaci kary), i prawdziwa bijatyka od pierwszej minuty. Taki Ondrášek wyglądał, jakby właśnie skończył pracę w rzeźni i wpadł pokopać trochę na meczu. Pazdan z Czerwińskim męczyli się z nim (jak i z Zacharą) niesamowicie. Idealnie to wszystko uzupełniłyby zapewne gole, ale też nie wymagajmy za wiele. Przed przerwą raz groźnie głową strzelał Pazdan, tyle.

Po zmianie stron - uwaga uwaga - groźnie zza pola karnego uderzył Mączyński. 1:1 - szkoda tylko, że nie w bramkach, a w sytuacjach. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Gorąco zrobiło się tak naprawdę dopiero pod koniec - najpierw Zachara faulował w polu karnym Legii Pazdana, lecz po pierwsze sędzia nie zauważył faulu, a po drugie Michał zagrał piłkę ręką. Karny nie został podyktowany (nie należał się), lecz atmosfera od tego momentu już naprawdę zaczęła buzować. Tym bardziej że chwilę później - na siedem minut przed końcem - dośrodkowania nie był w stanie przechwycić Czerwiński, a stojący za nim Hloušek zagrał piłkę ręką. Z tego, co mi się wydaje, według tych całych nowych przepisów, które zna tylko Pan Sławek, karnego być chyba nie powinno, no ale został podyktowany. Popovič chce wyręczyć stałego wykonawcę Mójtę, podchodzi do piłki, podbiega z gracją osoby wspinającej się na Mount Everest i z pełnym spokojem umożliwia interwencję Malarzowi. W doliczonym czasie gry po strzale Czerwińskiego obrońca Wisły wybija jeszcze piłkę lecącą do bramki.

Działo się dużo, naprawdę bardzo dużo, lecz w kwestiach stricte piłkarskich..., No dobra, je pomińmy, nie są ważne, dlatego nie było ich tak wiele. Fatalni to wy jesteście, et cetera, et cetera.

0:0

Pogoń Szczecin - Górnik Łęczna

Co to było! Po dwóch bezbramkowych remisach w piątek przyszło nam obejrzeć (nam? Ewentualnie tylko mi, bo pewnie nikt nie jest tak głupi, żeby to oglądać) prawdziwe piłkarskie widowicho w Szczecinie. Pogoń - Górnik... Już same nazwy tych drużyn pokazywały, jaki to będzie hit hitów. Boże - pierwsza połowa to najczęściej gra obrońców na lagę z pominięciem linii środkowej i - co gorsza - także napastników. Zwieńczenie pierwszej połowy? Bramkarz Pogoni Henger wypuszcza piłkę po słabym strzale Bonina, podbiega Śpiączka i 0:1. Taka połowa skończona kiksem, no kto by pomyślał... Zmiana stron i pobijanie leżącego widza przed telewizorem. Jakaś szarpanina, mecz walki, poziom się wyrównał i nie ma już mocnych drużyn i tak dalej. W drugiej połowie po akcji Gyurcsó wyrównał Murawski i tym sposobem mecz zakończył się remisem.

Przetrwałem ten mecz, więc przetrwam wszystko.

1:1

Lechia Gdańsk - Ruch Chorzów

Szybko strzelone bramki ustawiły mecz, ale jednocześnie 2:0 to bardzo niebezpieczny wynik. I bądź tu mądry - Lechia po trzynastu minutach prowadziła już 2:0 (Peszko, Flávio), niby wszystko rozstrzygnięte, zaczynają się jakieś przewrotki i inne brazylijskie cuda, aż tu nagle z pomocą leżącemu Ruchowi przychodzi Sławczew, faulując we własnym polu karnym Konczkowskiego, co zostało zwieńczone trafieniem Grodzickiego. No i fajnie - nie będziemy się nad wami znęcali, co więcej - damy wam coś strzelić, tak aby utrzymać odpowiedni poziom adrenaliny do końca spotkania. Jesteśmy Lechią - dzielimy się emocjami!

My się dzielimy emocjami, a wy jesteście frajerami. No bo w sumie to po to dajemy wam szansę, żebyście ją wykorzystali. Mało goli pada w tej kolejce, więc daliśmy wam okazję. Nie chcecie - to być może za rok na pomorzu nie zagracie z nami czy Arką a z Bytovią Bytów.

W sumie jak się patrzy przede wszystkim na tę defensywę no to można już chyba odchodzić z tego świata. Skoro widziałeś bramkarza broniącego jak w śpiączce farmakologicznej, no to widziałeś już wszystko. Czekamy na wpuszczonego gola Lecha, gdzie choć trochę postara się pomóc zespołowi to obronić. Chociaż tyle.

2:1.

Zagłębie Lubin - Cracovia Kraków

Kiedy oglądasz dwa bezbramkowe remisy w piątek, potem hit Pogoń - Górnik Łęczna, czy jakieś wypociny Lechii z Ruchem, a przegapiasz takie meczycho no to cóż - masz bardzo fajnie. Ja tak właśnie zrobiłem - widziałem szczecińsko-łęczniacką grę na lagę z pominięciem pomocników i napastników, a nie widziałem dwudziestu dwóch strzałów w pierwszej połowie tego meczu i równie mocnego tempa po zmianie stron...

To jest kur"a jakiś dramat!


W ramach dopełnienia - dla Zagłębia trafił Janoszka, szybko wyrównał po fantastycznym uderzeniem Budziński. Remis.

1:1

Korona Kielce - Jagielonia Białystok

Stabilność to jest zawsze to, co należy doceniać w każdej formie. Tak jak w tym meczu w przypadku Jagielonii. Stabilna gra w pierwszej połowie -  Frankowski niecelnie do środka, piłka trafia na drugą stronę do Mackiewicza, ten pie*doli kolejną akcję, piłka trafia do środka, potem odważne zagranie do tyłu do bocznego obrońcy, ten biegnie przed siebie i niecelnie dośrodkowuje. Tak mniej więcej wyglądała w pierwszej połowie Jagielonia. Korona wręcz przeciwnie - odważna gra, jakże inaczej niż przed tygodniem z Górnikiem, zwieńczona trafieniem Palancy i jeszcze potem poprzeczką Możdżenia.

W przerwie jednak goście powiedzieli sobie kilka mitycznych ostrych słów w szatni, co od razu poskutkowało.

Kompletna metamorfoza. Dużo sytuacji, m.in. po strzale Góralskiego, lecz długo nic z tego nie wynikało. W końcu jednak nadeszły trzy minuty, które wstrząsnęły Kielcami i okolicami. Frankowski, Runje...

1:2.

Lech Poznań - Arka Gdynia

Niedziela, godzina 18:00, pogoda - a dlaczego nie! - sprzyja do gry w piłkę. Mecz zgodowy, czterdzieści tysięcy ludzi na trybunach (w tym osiemnaście tysięcy dzieci w ramach akcji Kibicuj z Klasą). Nic tylko tego nie spieprzyć i może od czasu do czasu stworzyć sobie jakąś sytuację, aby ten mecz jako tako wyglądał, no i, co ważne - aby kibice chcieli na Bułgarską wracać.

Zaczęło się od naprawdę dobrze, bo Kolejorz od samego początku rzucił się na Arkowców, kompletnie zamykając ich na własnej połowie. Wiele ataków, lecz za dużo z tego nie wynikało. W końcu, ni stąd ni zowąd, fatalny kiks elektrycznego Nielsena w polu karnym gospodarzy i tylko brak koncentracji Pawła Abotta sprawił, że goście nie objęli prowadzenia. W ogóle Nielsen przypomina jakiegoś drwala i to nie dlatego, że jest silny i agresywny, ale z prostego powodu - po prostu nie potrafi grać w piłkę. A gdyby taki drwal dobrze grał w piłkę, to raczej postawiłby karierę wyżej od cięcia drzewa. Normalka. Obok niego grał w niedzielę Bednarek (rocznik 1995), który w tym sezonie przebojem wdarł się do pierwszego składu Lecha. Jego Vis-à-vis z bloku defensywnego Arki, Marcjanik, jest tylko o rok starszy. Powiem szczerze, że podczas oglądania tego meczu skupiłem się głównie na tej dwójce. Pewny występ zarówno jednego, jak i drugiego. Melodia przyszłości i argument, aby jednak piłkarzy typu Nielsen prędzej wysyłać do lasu, a nie na boisko.

Bednarek, biorąc pod uwagę ofensywne nastawienie Lechitów, miał za zadanie głównie wyprowadzać piłkę, więcej okazji do wykazania się miał Marcjanik. Lech w pierwszej odsłonie miał jeszcze sytuacje Pawłowskiego (poprzeczka po kontrze), jak i chwilę później Gajosa, który nie przeciął strzału Majewskiego. Patrząc jednak na ich poczynania ciężko nie odnieść wrażenia, że tym razem trener podjął jedną złą decyzję - Gajos, Majewski i Jevtić jednocześnie w składzie. Wiadomo - zawsze to lepsze aniżeli para Trałka-Tetteh (notabene ten drugi był chyba najlepszy na boisku), jednak gołym okiem dało się zauważyć, że zaledwie jeden skrzydłowy to za mało. Jesteś cały czas na połowie Arki, rozgrywasz bezsensowne podania, z których nic nie wynika, grasz strasznie wolno, nie oddajesz w przeciągu pierwszej połowy żadnego (!) celnego strzału. Jesteś dramatyczny.

Co ciekawe Arka bardzo mądrze przeczekała ataki Poznaniaków, a tuż przed przerwą po dynamicznej akcji lewego obrońcy Warcholaka stworzyła sobie najlepszą okazję w całym spotkaniu - wrzutka i uderzenie Abotta... Tuż obok słupka.

Wracając do słabej gry Lecha - Nenad Bjelica od razu udowodnił, że daleko mu do Jana Urbana, dla którego receptą na fatalną grę duetu Trałka-Tehheh było uporczywe stawianie na duet... Trałka-Tetteh. Godzina gry za nami i zmiana: Makuszewski za Jevtićia. Od tego czasu wypożyczony z Lechii skrzydłowy kilka razy postraszył Warcholaka, kilka razy zacentrował i ogólnie robił dużo wiatru. Tym razem Lechowi brakowało jednak Robaka, kompletnie niedochodzącego do sytuacji.

Przed Bjelicą jeszcze sporo pracy. Widać jednak postęp w grze zespołu. Wydaje się, że w Poznaniu trafili na właściwego człowieka. W sumie co się dziwić, skoro wiceprezes Lecha PIotr Rutkowski tak wypowiedział się w programie Cafe Futbol: "Trenera Bjelicę obserwowaliśmy od maja. I teraz, gdy jest z nami, kontynuujemy szukanie kolejnych trenerów, na zasadzie “kto po Bjelicy".

Nie ważne, że od maja do września Bjelica był bezrobotny. Lech go obserwował. Ciekawe ile miał w domu zamontowanych kamer?


0:0

---

W poniedziałek czeka nas jeszcze starcie Piasta ze Śląskiem. Patrząc na trendy w tej kolejce - oczywiście 0:0.


Norbert Skórzewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz