niedziela, 24 lipca 2016

Ekstraklasa #2 (Arka Gdynia - Wisła Kraków, 2. kolejka) - Pomaluj mój świat...



W futbolu - przede wszystkim polskim - bardzo ciekawym aspektem są, nazwijmy to, powroty. Pięcioletnia nieobecność Arki w Ekstraklasie sprawiła, że w Gdynii 22 lipca doszło do wielkiego piłkarskiego święta. Czy byłoby tak samo, gdyby Gdynianie rok w rok występowali na boiskach naszej najwyższej ligi? Ciężko powiedzieć, w końcu mierzyli się ze znienawidzoną Wisłą Kraków. Gdybania gdybaniami, jednak fakty są dość jasne - Gdynia jest głodna, spragniona ekstraklasowej piłki, którą to jej piłkarze w tym sezonie dostarczyli. Nie tylko piłkarze, bo grzechem byłoby nie wspomnieć o całej masie ludzi od czarnej roboty. Od prezesa Wojciecha Pertkiewicza, przez trenera Grzegrza Nicińskiego, po klubowego magazyniera. Wszystko oczywiście na pierwszoligowych boiskach zwieńczyli piłkarze. W dużej mierze stąd, z Gdynii. Wychowankowie tacy jak Marcjanik, Nalepa, Szwoch czy Formella stanowili - może oprócz tego pierwszego - kręgosłup drużyny, która wywalczyła awans. Teraz do Lecha co prawda wrócił Formella, a Nalepa jest kontuzjowany, lecz pozostała dwójka występuje w pierwszym składzie. Zmierzam do tego, że kibice wreszcie mają się z kim identyfikować. Nie chodzi nawet tylko o wychowanków, ale także ludzi typu Marcus Da Silva czy Antoni Łukasiewicz, za których kibice poszliby w ogień.



Na mieście bardzo dużo grafów związanych z Arką, lecz te oczywiście nie istnieją tylko od awansu do Ekstraklasy. Kilka godzin przed meczem widać pojedyńczych ludzi w szalikach czy koszulkach Arki, Lecha czy Cracovii, lecz to jeszcze nie to. Oczywistą sprawą było, że tłum zacznie się schodzić na ulicę Olimpijską mniej więcej dziewięćdziesiąt minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego. 





Tak też się stało, gdyż na meczu miało zasiąść (i zasiadło) ponad dziesięć tysięcy osób. Przyjezdnych z Krakowa było może pięćdziesięciu-sześćdziesięciu (jak się nie jeździ za drużyną, tylko woli zostać w Mielnie, to tak jest). Po rozpoczęciu wpuszczania, stadion zaczął stopniowo się zapełniać. Bilety sprawdzane były dokładnie - imiennie wraz z dowodem, co jest dla mnie pewną nowością, gdyż dotąd nikt tego nie robił. Oczywiście standardy pozostały takie same - poziom "trzepania" jest na takim poziomie, że pewnie gdybym trzymał racę w ręku, nikt by jej nie zauważył.

Już tak mniej więcej godzinę przed meczem czuć było atmosferę wielkiego piłkarskiego święta. Dokładnie uwidoczniło się, jak głodna Ekstraklasy jest Gdynia.



---

Przed meczem odwiedziłem jeszcze klubowy pub Arki, gdzie na ścianach wisiało wiele starych zdjęć, pamiątek. Zdjęcia wszystkiego nie oddadzą. To trzeba zobaczyć.




---

W końcu o godzinie 20:30 rozpoczęło się to spotkanie. Gdyńska Górka została szczelnie nabita i dopingowała piłkarzy BEZ PRZERWY przez cały mecz. Mówiąc szczerze - jeżeli ktoś z Was nie uprawia żadnego sportu, nie wytrzymałby tam nawet pół godziny. Idzie się zmęczyć na prawdę, ale w końcu przychodzi się dla piłkarzy, więc warto. Na meczu głównie przyśpiewki wspierające piłkarzy Arki (jak widać - podziałało niesamowicie), kilka wrzut na Wisłę (do znalezienia na moim kanale na YT - tutaj) i oczywiście potwierdzenie przyśpiewkami i flagami, że "Cracovia rządzi w Krakowie".



fot. Michał Prątnicki (wszystkie pozostałe zdjęcia i filmy (poza następnym z golem) moje)

Nie będę czarował, że jakoś uważnie obserwowałem to spotkanie - szczerze mówiąc nie wiedziałem nawet kto strzelił pierwszą i drugą bramkę. Rzecz jasna obie widziałem, ale Górka była po drugiej stronie względem bramki Wisły, a i po trafieniu nie było szans żeby usłyszeć spikera... Niezapomniane emocje! Dało się dostrzec, nawet nie patrząc przez bite dziewięćdziesiąt minut na boisko, że Arka kompletnie zdominowała Wisłę, co potwierdziła dwoma trafieniami na początku meczu - w 8' gola zdobył Kakoko a w 21' Zjawiński. Stadion naprawdę oszalał. W przerwie na boisku pojawił się m.in. reprezentant Polski Krzysztof Mączyński, lecz nie udało mu się wpłynąć na obraz meczu. Wisła nieco przycisnęła, lecz całe jej zaangażowanie skończyło się na rzucie karnym dla Arki i pewnym trafieniu Marcusa da Silvy. 3-0. Pogrom!


Dla pewności, jakby ktoś nie wiedział, kto wygrał mecz:


Arka tym meczem potwierdziła, że wcale nie musi walczyć w tej lidze zaledwie o utrzymanie. Pokonała co prawdą tylko (albo aż) Wisłę, której forma jest jedną wielką niespodzianką, lecz styl w jakim to zrobiła każe sądzić, że w tym sezonie piłkarze nie będą chłopcami do bicia. Kibice tym spotkanie potwierdzili, że zdecydowanie należą do polskiej elity. Bez dwóch zdań.



Norbert Skórzewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz