Kilka dni temu światło dzienne ujrzał raport Polskiego Związku Piłki Nożnej, dotyczący organizacji i stanu bezpieczeństwa meczów piłki nożnej szczebla centralnego PZPN (do znalezienia TUTAJ). W raporcie poruszono wiele ciekawych kwestii, jednak przede wszystkim chciałbym skupić się informacjach kibicowskich, dotyczących frekwencji, kibiców gości i incydentów podczas meczów Ekstraklasy, jak i drugiego i trzeciego poziomu rozgrywkowego.
Wniosek wypływający niczym woda z tkanek jest dość prosty - ryzyko, że postronnemu widzowi stanie się coś na meczu piłkarskim jest tak duże, jak to, że utopimy się podczas letniej kąpieli w morzu. Ciekawa sytuacja wiąże się także z kwestią wpuszczania na mecze kibiców gości. Dla osób zorientowanych w tym wątku jest to sytuacja jak najbardziej normalna, ale już pozostali mogą być bardzo zdziwieni - otóż często zdarza się, że kibice przyjezdni nie zobaczą pierwszej połowy spotkania z powodu procedur wpuszczania na stadion.
Zacznijmy jednak od frekwencji, a wszelakie podsumowania zostawmy na koniec. Źródłem oczywiście od początku do końca jest podlinkowany wyżej raport, w którym oprócz poruszanych przeze mnie rzeczy znajdziemy jeszcze ogólne historie dotyczące szczebla centralnego, wiadomości z zakresu infrastruktury, organizacji czy zabezpieczenia meczów pod względem chociażby ilości policjantów, czy stewardów,
Skupmy się na Ekstraklasie. Nie można bowiem przejść obojętnie obok faktu, że z roku na rok frekwencja na naszych coraz to bardziej nowoczesnych stadionach rośnie. W porównaniu do poprzednich rozgrywek podniosła się o 227 421 osób, co jest wynikiem świetnym, tym bardziej że perspektywy - związane chociażby z naszym sukcesem na Euro - są coraz lepsze i tych ludzi będzie jeszcze więcej. W poprzednich rozgrywkach przebiliśmy barierę 2 600 000. Prędzej czy później pękną trzy miliony.
Dysproporcja pomiędzy Ekstraklasą a I ligą jest olbrzymia, lecz tutaj nie ma się czemu dziwić - to naturalna sytuacja. Szczerze powiedziawszy bardziej dziwi mnie tak nikła różnica pomiędzy I a II ligą - tylko 134689. Pierwsza liga jest w końcu dość ładnie opakowana przez Polsat, lecz jak widać, nie spotyka się ze zbyt wielkim zainteresowaniem pośród sympatyków. W kwestii średniej frekwencji przewyższa trzeci szczebel o około 500 osób. To mało.
Pozytywem jednak jest tak duża przewaga Ekstraklasy - dobrze, że mamy tak ładnie opakowaną ligę, na którą ludzie naprawdę chcą chodzić.
Rekord frekwencji w sezonie 2015/2016 został zanotowany podczas meczu w Poznaniu, gdzie Lech w 28. kolejce mierzył się z warszawską Legią. Na stadion przybyło 41 567 kibiców. Legia przodowała jednak pod względem średniej frekwencji - 21 201 to ładny wynik.
W pierwszej lidze, co dziwić nie może, dominatorem zespół z jednym z najnowocześniejszych (o ile nie najnowocześniejszym) obiektów - gdyńska Arka. Rekord zanotowano w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu z Chrobrym Głogów, kiedy wszyscy w Gdyni żegnali I ligę, a po meczu odbyła się oficjalna feta. Na stadionie było wtedy 11 503 osób.
Bardzo ciekawie wyglądała sytuacja w II lidze, gdzie tyski GKS okazał się ewenementem - na jego mecze średnio chodziło 6337 osób (przypomnijmy: średnia frekwencja w całej lidze to 1214 ludzi!), a rekord zanotowano w 8. kolejce z Rakowem Częstochowa, kiedy na stadionie zjawiło się ich 11026!
Idealnie widać, że prym w poprzednim sezonie wiodły odpowiednio Legia, Lech, Lechia, Wisła, Jagielonia i Górnik, które przekroczyły normę pod względem średniej frekwencji. Z Ekstraklasą tymczasowo pożegnał się jeden z "podbijaczy" frekwencji - Górnik Zabrze, którego z dobrym skutkiem powinien zastąpić beniaminek z Gdyni.
Najmniejszym zainteresowaniem cieszyły się mecze w Niecieczy (choć to spore przekłamanie, bo stadion jest w stanie pomieścić 4666 osób, a średnia frekwencja wynosiła 3237, co stanowi wypełnienie obiektu w niemal 70%). Łęcznej i pożegnanej już z Ekstraklasą Bielsko-Białej, w którą rolę prawdopodobnie wcieli się beniaminek z Płocka.
---
Przejdźmy teraz do kibiców gości. Najlepszy wynik zaliczyli fani Legii, zresztą podczas rekordowego pod względem całościowej frekwencji meczu 28. kolejki w Poznaniu. Do stolicy Wielkopolski przybyło ich wtedy 1888. Dalej Lechia w Warszawie w 1684 osoby i Ruch na Lechu w 1564 ludzi. W pierwszej lidze rekordowa ilość kibiców Zagłębia Sosnowiec w Płocku (704), z kolei szczebel niżej Raków Częstochowa i Radomiak Radom w Tychach (tu i tu po 500 osób).
Bardzo solidnie, lecz bez rekordów - jak pokazuje poniższa tabelka - prezentowali się także: Górnik Zabrze, Lech, Wisła, Zagłębie, Piast i Cracovia.
Jak widać, grubo ponad połowa meczów Ekstraklasy (63%) odbywała się wraz z zorganizowaną grupą kibiców gości.
Ciekawą kwestią jest sprawa wpuszczania przyjezdnych fanów na mecze swoich drużyn. Dla obeznanych w realiach normalka - zawsze są przestoje, często bardzo długie. Dla innych - jak wspominałem wcześniej - może wydawać się dziwne, że kibice często nie mają możliwości obejrzeć na przykład pierwszej połowy meczu, na który jadą nieraz setki kilometrów. W praktyce jednak tak to wygląda - w Ekstraklasie kibice są wpuszczani średnio w 41 minucie meczu(!!!), w I i II lidze jest to mniej więcej 21 minuta. Taka dysproporcja ma oczywiście związek m.in. z ilością fanów - średnio w Ekstraklasie kibiców przyjezdnych jest 239, niżej odpowiednio 55 i 36.
Bardzo ciekawa jest ta niesamowicie szczegółowa statystyka poniżej, pokazująca chociażby indolencję pod względem umożliwiania kibicom przyjezdnym obejrzenia meczu w Lubinie:
Przyczyn nieobecności na meczach (37% spotkań w Ekstraklasie) jest wiele, lecz głównym zawsze są zakazy (czy to stadionowe, czy osobne innych władz). Łącznie jest to około 76%. Dalej na przykład jakieś remonty, które ostatnio dotyczyły chociażby Górnika Zabrze.
W kwestii opóźnień podobnie - w dużej mierze wiąże się to z działaniami Policji, w skład których wchodzą najczęściej kontrole związane na przykład z przeszukiwaniem autokarów pod względem obecności np. rac. Przyczyny losowe stanowią niecałe 30%.
---
Największym, i tak naprawdę jedynym, incydentem związanym z poprzednim sezonem było wrzucenie na murawę około 107 rac przez kibiców Lecha Poznań podczas finału Pucharu Polski. Pomijając już to, że nikomu nic się nie stało (bo i stać się nie miało za bardzo jak), no to, jeżeli w przyszłości mamy mieć tylko i wyłącznie takie problemy w kwestii bezpieczeństwa... To byłoby piękne. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że do tego właśnie zmierzamy.
Na naszych stadionach bowiem nie dzieje się nic, co zagrozić mogłoby zdrowiu i życiu. To nie moja opinia, tylko fakty.
Fakty są chyba najlepszym argumentem dla wszystkich, którzy "nie przyjdą na mecz, bo boją się chuliganów", czy "boją się zabrać na stadion dzieci". Jasne - ten obiekt sportowy nigdy nie był teatrem i wulgarne okrzyki zawsze będą się na nim pojawiały (był to zresztą najczęstszy incydent, wystąpił podczas 211 na 296 meczów), ale jak pisałem wcześniej - fakt, że takie błahostki są naszym największym problemem to raczej nasza zaleta, aniżeli wada.
Chyba lepiej iść na stadion i bać się ewentualnie, że dziecko podłapie niecenzuralne przyśpiewki (i tak będzie przeklinać. Jak nie nauczy się na stadionie, to na podwórku), niż w strachu, czy aby na pewno ktoś nie wniesie bomby.
Norbert Skórzewski
Norbert Skórzewski
No tutaj według mnie nie ma niespodzianek jeśli chodzi o frekwencję. Bez patrzenia w te dane łatwo wymienić Legie, Lecha i Wisłę jako najczęściej oglądane drużyny w Polsce, a Termalice i Górnik jako najrzadziej.
OdpowiedzUsuńDokładnie tutaj zero niespodzianek. Uważam jednak, że artykuł zawiera kilka innych ciekawych, mniej znanych kwestii. Ze względu na frekwencje bardzo szkoda, że spadł Górnik Zabrze.
OdpowiedzUsuń