wtorek, 26 lipca 2016

Ekstraklasa #3 (2016/2017, 2. kolejka, 22-25 lipca)

Od początku wydawało się, że Bruk-Bet Termalika Nieciecza dzięki poczynionym transferom może rozegrać naprawdę ciekawy sezon. Dwa pierwsze mecze tylko potwierdziły to przekonanie. Jasne - nasza liga jest tak nieprzewidywalna, jak wygrana u sponsora tytularnego Ekstraklasy, ale ciężko zignorować świetnie wykonaną pracę przez właścicieli Witkowskich. Przygarnięcie pogonionego ze Szczecina Czesława Michniewicza, wykonującego jak na tamtejsze warunki solidną robotę, wydawało się niesamowicie sensownym ruchem. Roszadą, która mogła nawet rozgrzeszyć włodarzy za zwolnienie - trochę od tak - Piotra Mandrysza, który spełnił cel beniaminka - utrzymał się w lidze. Być może zbudował  przy okazji podwaliny pod sukces Michniewicza. Ten bowiem po powrocie z Francji, gdzie komentował mecze Euro dla Polsatu, od razu ostro wziął się do roboty, co widać było po transferach. Ściągnął bramkarza Korony Dariusza Trelę, grającego zeszłej jesieni w pierwszym składzie Piasta, kiedy ten zajmował pozycję lidera, Kornela Osyrę. Dołożył do tego Vlastimira Jovanovićia, od dobrych kilku lat podporę Kielczan, a także Samuela Štefánika, jedną z wyróżniających się postaci spadkowicza z Bielsko-Białej. To wszystko transfery z Polski, do których doszły dwie zagadki z zagranicy - napastnik/skrzydłowy Gutkovskis i typowy skrzydłowy Guba.

Już pierwszy mecz - wygrany u siebie 2:0 z Arką - pokazał potencjał nowych nabytków. Gutkovskis zdobył nawet bramkę. Tym razem do Niecieczy przyjechała Cracovia Kraków, podbudowana rozbiciem Piasta 5:1, jednak w głowie cały czas mająca przegrany dwumecz pierwszej rundy kwalifikacji do Ligi Europy z chuj-wie-z kim Macedończykami. Od początku w tym spotkaniu pokazali się rzecz jasna nowi zawodnicy - pierwszego gola (co prawda ze spalonego) zdobył Gutkovskis, dla którego było to już drugie trafienie. Zamęt w defensywnie Cracovii siał niesamowicie szybki i mobilny skrzydłowy Guba. Trochę przypomina on Miłosza Przybeckiego, z tym że oprócz szybkości potrafi jeszcze grać w piłkę. Po jego zagraniu piłkę do własnej siatki na 1:3 skierował Litauszki, później z dzięki tej bajecznej szybkości jak pachołki minął kilku rywali, zagrał do Gutkovskisa, lecz ten czekał za długo i ostatecznie nie dobił Krakowian. W międzyczasie po błędzie Sandomierskiego, a asyście - a jakże - jednego z nowym, Osyry, piłkę do siatki wpakował Kupczak. Strata pierwszego gola w sezonie to trochę zasługa bramkarza Treli, który wypuszczając piłkę przed siebie umożliwił zdobycie gola Jendriškowi. Nie podłamało to oczywiście Niecieczan. Jak pisałem wcześniej - jeszcze przed przerwą podwyższyli prowadzenie, w drugiej połowie spokojnie kontrolując przebieg gry, niezmieniony nawet dzięki wejściu Bartosza Kapustki. W doliczonym czasie gry goście zyskali jeszcze rzut karny, zamieniony na bramkę przez Damiana Dąbrowskiego.

Na więcej jednak nie było ich stać - 3-2 dla Termaliki, drugie zwycięstwo w sezonie.
---

Tego samego dnia - a była to niedziela - do Poznania przyjechało opromienione wyeliminowaniem w Lidze Europy Partizana Belgrad Zagłębie Lubin. Dodatkowo z wyciągniętym asem z rękawa - po chwili zamieszania udało się ostatecznie wykupić z Belgii Filipa Starzyńskiego, dla którego spotkanie przy Bułgarskiej było pierwszym rozegranym meczem od czasu Euro. W Lechu duża stabilizacja - ta sama obsada bramki, obrony, ataku. Jedna jedyna zmiana zaszła w pomocy - na lewej stronie miejsce Macieja Gajosa zajął Radosław Majewski. I tutaj jest właśnie pies pogrzebany... Jan Urban uparcie przystaje przy grze na dwóch typowych defensywnych pomocników Tetteha i Trałkę, tylko jednego typowego skrzydłowego (Formella), rozgrywającego na lewej stronie (najpierw Gajos, teraz Majewski) i dwójkę napastników (choć patrząc po skuteczności to trochę na wyrost) Nielsena i Robaka, co w moim odczuciu nie sprawdza się zupełnie.

Zaczęło się pięknie, bo od rozbicia nieco rezerwowej Legii w Warszawie 4:1, lecz wtedy na skrzydłach grali Makuszewski i Pawłowski. Potem przyszedł mecz we Wrocławiu i niesamowicie nudne, z zaledwie dwoma dobrymi sytuacjami, 0:0. Tym razem znów na zero z przodu, bo Zagłębie przyjechało do Poznania, zrobiło swoje i wyjechało ze zwycięstwem 2:0. Niesamowicie zawiodła para defensywnych pomocników, którzy w ogóle nie angażowali się w akcje ofensywne (akurat ciężko od typowych szóstek tego wymagać), dodatkowo na lewej stronie nieswojo czuł się Majewski, będący i tak chyba graczem meczu w poznańskiej ekipie. Po przeciwnej flance mocno zagubiony był Formella, a atak...

Atak należy skwitować milczeniem. Nielsen walczy, angażuje się, ale nie dość, że nie strzela, to jeszcze nie dochodzi do sytuacji. Robak... No tu z bieganiem jest już trudniej, wydaje się, że to go trochę męczy. Cud, że wytrzymał cały mecz. Jan Urban przekonywał przed sezonem, że napastnik nie jest mu potrzebny. Trzeba mu w takim razie życzyć powodzenia...

Gołym okiem widać było, że Lech lepiej zaczął grać po zmianie Nielsena na Makuszewskiego i przejściu z 4-4-2 na 4-2-3-1. Był to jednak chwilowy trend - niewiele wskazuje bowiem na to, żeby Jan Urban miał zrezygnować ze swojej taktyki na dwóch defpomów. Kto wie, że dalej nie będzie forsował ustawienia z dwoma atakującymi. Maciej Skorża też grał Tettehem i Trałką i już go w Lechu nie ma...

Jedynym pozytywem była tak naprawdę postawa obrony, bo choć stracone zostały dwie bramki, to i tak można ich nieco pochwalić. Niestety - Zagłębie oddało dwa celne strzały i zdobyło dwa gole. Pierwszy po wrzutce Đorđe Čotry i strzale głową Papadopulosa, z którym nie poradził sobie Gumny, a drugi był autorstwa wracającego do gry Filipa Starzyńskiego. Zagłębie znów pokazał jak skutecznie grać w piłkę. Udowodniło także, że jednak - wbrew powszechnej opinii - da się łączyć grę w Europie z ligą.

Sześć meczów, bramki 9:1. To musi robić wrażenie.

Ku pokrzepieniu serc jeszcze profesjonalny przekaz prosto z Poznania. Wypowiedź przedmeczowa Macieja Wilusza:

-Nie oglądałem tego spotkania (mowa o Partizanie - przyp. autor). Przed każdym meczem musimy się patrzeć na siebie. Znamy Zagłębie z poprzedniego sezonu, wiemy, co potrafią. Ale skupiam się na swoim przygotowaniu. 
---

O spotkaniu wracającej do Ekstraklasy Arki Gdynia z Wisłą Kraków pisałem już osobny artykuł (TUTAJ).
---

Przed Gdynią, w piątek o godzinie 18:00, kolejkę otworzyli w Szczecinie. Pogoń - Korona. Z jednej strony drużyna Kazimierza Moskala, świeżo po porażce z Wisłą, z drugiej ekipa Tomasza Wilmana, rozbita ostatnio 0:4 przez Zagłębie. O ile w Szczecinie na pewno nie biją na alarm, o tyle w Kielcach sytuacja wydaje się ciężka - letnia wyprzedaż odcisnęła swoje piętno na drużynie niedoświadczonego szkoleniowca. Sytuacja mocno skomplikowała się, kiedy po dwudziestu w miarę wyrównanych minutach świetnym uderzeniem z dystansu popisał się młody Dawid Kort. Z psychologicznego punktu widzenia - jakoś radzisz sobie na trudnym terenie, aż tu nagle zza pola karnego strzał życia jednego z rywali. No ciężko... Od czego jest jednak goalkeepre gospodarzy Jakub Słowik - już w Krakowie pokazał się  - delikatnie mówiąc - z nie najlepszej strony. Teraz potwierdził tylko obawy dotyczące swojej dyspozycji. Wyszedł z bramki tak bezsensownie i niepewnie, że jeden z zawodników Korony strzelał do pustej bramki. Oczywiście nie trafił, ale tego chyba nie muszę dodawać.


Co się odwlecze to nie uciecze, pomyśleli sobie goście. Po chwili zdecydowali się zamienić słowa w czyn - zagranie na Serhija Pyłypczuka, ten po chwili wygrywa fizyczną walkę z defensorami Portowców i jeszcze przed przerwą posyła piłkę do siatki.
Co z tego, że w drugiej połowie grę prowadziła Pogoń, skoro zaledwie zremisowała u siebie z pewnym kandydatem do spadku. W naszej Lotto Ekstraklasie bycie pewnym kandydatem do spadku nie wyklucza rzecz jasna obecności po trzydziestu kolejkach w pierwszej ósemce, ale jak tam patrzę na Koronę... Powodów do optymizmu za dużo nie ma.
---

Spotkanie w Warszawie pomiędzy Legią a Śląskiem przez dziewięćdziesiąt minut dostarczyło nam tyle emocji co codzienne kupowanie bułek w sklepie. Jakby to powiedzieć - nie grozi nam, że o tym spotkaniu będziemy opowiadać wnukom. Chyba że...

-Dziadku, pamiętasz ten słynny mecz Legii ze Śląskiem z 2016 roku?
-Tak tak, no jasne! Usiądź, opowiem ci wszystko... Otóż musisz wiedzieć, że ten mecz się odbył.

Skończyło się 0-0. Legia grała w mocnym składzie. Odstępstwem od tego były jedynie obecności Bereszyńskiego i Kopczyńskiego. Pomimo to nie stwarzała sobie żadnych okazji, a gra Hamalainena, który w perspektywie walki o Ligę Mistrzów ma zastapić ciężko kontuzjowany motor napędowy zespołu - Guilherme, była jakimś żartem. Wiadomo - gra w Europie to może i nieco inna motywacja, ale okazji do optymizmu po takiej grze nie ma za wiele. Na szczęście Legia gra tylko z Trenczynem. To nie jest, wbrew ogólnej opinii, nawet europejski średniak. Bez przesady.

Co ciekawe Śląsk zremisował już swój drugi mecz w stosunku 0:0, wcześniej u siebie z Lechem. W ramach ciekawostki:

Najsłabszy mecz pierwszej kolejki: Śląsk - Lech 0:0
Najsłabszy mecz drugiej kolejki: Legia - Śląsk 0:0

To co, panie Rumak, czas na jakieś fajerwerki?

---

Kończące drugą kolejkę poniedziałkowe starcie w Lublinie pomiędzy Górnikiem Łęczna a Lechią Gdańsk od początku zapowiadało się dziwnie. Bojkot z powodu opuszczenia stadionu w Łęcznej kosztem obiektu Motoru w Lublinie dość dawno zapowiedzieli fani z Lubelszczyzny. Dołączyli do nich goście, którzy także nie stawili się na meczu (na następne spotkanie bojkot zapowiedziała też przyjezdna Cracovia). Ostatecznie jednak najzagorzalsi kibice Górnika Łęczna stawili się pod stadionem, tyle tylko, że... Popisali się dość dużą kreatywnością:


Przechodząc jednak do samego spotkania - już w ósmej minucie czerwoną kartką ukarany został zawodnik gospodarzy Paweł Sasin. Głupia, oczywista kartka. Niedługo później doszło do bardzo ważnej zmiany - napastnika Pitrego zmienił defensor Bogusławski, co - patrząc na późniejszy przebieg meczu - nie było dobrą decyzja. Jasne - stwierdzam to dopiero po fakcie, ale być może przynajmniej inne zespoły nauczą się na błędach - jak to mówią teraz kibice Górnika - spółki akcyjnej. Okazało się bowiem, nie pierwszy raz zresztą, że Lechia chuja gra. No dosłownie. Ogromna przewaga w liczbie podań, w posiadaniu piłki, lecz jak od dłuższego czasu - zero pożytku. Lechia ostatecznie ten mecz wygrała, jednak zrobiła to w wielkich bólach. W pierwszej połowie trafił Krasić, po zmianie stron osłabiony Górnik poszedł z akcją lewą stroną, osamotniony Bonin wstrzelił piłkę w pole karne, tak naprawdę oddając ją przeciwnikom, lecz ci postanowili sami sobie strzelić gola. Dokładnie uczynił to bramkarz Milinković-Savić, który w bardzo oryginalny sposób przepuścił piłkę lecącą wzdłuż pola karnego(!), pomiędzy nogami(!!), tak że ta wpadła do siatki(!!!). No niezłe jaja. Chwilę później ofensywną akcję przeprowadził Wawrzyniak, zagrał do Kuświka, a ten wyszarpał to zwycięstwo dla Lechii, która jeszcze w końcówce mogła stracić prowadzenie. Jeden gol dla rywali wpadł, lecz sędzia podniósł chorągiewkę. Słusznie.

Górnik przegrał drugi mecz w sezonie, do tego atmosfera wokół klubu raczej nie napawa optymizmem. Lechia z kolei w trudach się przełamała, ale absolutnie nie jest to gra, jakiej oczekiwalibyśmy od tak przepakowanej nazwiskami ekipy. Słabo.
---

W pozostałych spotkaniach Piast Gliwice pokonał u siebie beniaminka z Płocka 2-1, z kolei Jagielonia urządziła sobie w Białymstoku polowanie w puszczy na Ruch, strzelając mu cztery gole, sama tracąc tylko jednego.

Ale za to jakiego! (Trafienie na 2:1):

---

Wyniki:

Piątek, 22 lipca
Pogoń Szczecin – Korona Kielce 1:1
Arka Gdynia – Wisła Kraków 3:0
Sobota, 23 lipca
Jagiellonia Białystok – Ruch Chorzów 4:1
Legia Warszawa – Śląsk Wrocław 0:0
Niedziela, 24 lipca
Piast Gliwice – Wisła Płock 2:1
Termalica Nieciecza – Cracovia Kraków 3:2
Lech Poznań – Zagłębie Lubin 0:2
Poniedziałek, 25 lipca
Górnik Łęczna – Lechia Gdańsk 1:2
---

Tabela:
źródło: 90minut.pl
---

Strzelcy:
źródło: tylkoekstraklasa.pl
---

Frekwencja w drugiej kolejce wynosiła 70960 (poprzednio 65837), co daje średnią 8870 (poprzednio 8229) na mecz.

Norbert Skórzewski

2 komentarze:

  1. Nasci tak szybko o tym piszesz, że nie nadążam czytać tego, a co dopiero mówić o komentowaniu. Ciekawy pomysł mieli z tą akcją na temat groszówek i jestem ciekaw czy to przyniesie jakiś efekt.

    OdpowiedzUsuń
  2. No pomysł był bardzo kreatywny! Co do efektu - to zależy. Na meczu nie stawili się kibice Lechii, to samo zrobią przy następnej wizycie fani Cracovii, do tego nie ma tych najzagorzalszych kibiców Górnika, więc dopingu kompletnie nie ma. Wszystko zależy od tych zwykłych kibiców, ale jednak niecałe cztery tysiące na takim stadionie musi wyglądać słabo.

    OdpowiedzUsuń