środa, 10 sierpnia 2016

ESA37

O reformie Ekstraklasy (tzw. ESA37) słów kilka(naście)...

Zainaugurowany niedawno sezon 2016/2017 jest już czwartym, w którym mamy do czynienia z reformą ESA37. Zdania na ten temat w środowisku piłkarskim są podzielone - większość ma wyrobione zdanie na ten temat, inni cały czas się wahają. Fakty są jednak takie, że reforma w żadnym stopniu nie wpłynęła na poziom i atrakcyjność spotkań. Szybciutko dochodzimy jednak do sedna sprawy - czy nie jest to przypadkiem mylne pojmowanie i zła interpretacja do wprowadzonych trzy lata temu zmian?

Chciałbym przedstawić swój pogląd na tę sprawę, plus małą opinię dwóch dziennikarzy, których swego czasu poprosiłem o wypowiedzenie się na ten temat. Są to Leszek Milewski i Jakub Olkiewicz z weszlo.com.

Pierwszy z nich wypowiedział się bardzo stonowanie...

"Jeśli już decydujesz się na reformę, to trzeba dać jej kilka lat, aby móc ją obiektywnie ocenić. Teraz jest za wcześnie. Widzę plusy - jest ciekawiej do samego końca, trwa walka o wejście do finałowej ósemki, co sprawia, że wszyscy mają o co grać w końcówce sezonu. Wreszcie pozbyto się też kilkumiesięcznej przerwy zimowej, która kiedyś raniła nasz futbol. Na poważnym poziomie gra się co trzy dni, nie widzę powodu, żeby i u nas nie wprowadzać tego typu standardów. W tym momencie jestem za, ale jak mówię: przede wszystkim za tym, by jeszcze poczekać z ostatecznym wyrokowaniem."

Słowa kluczowe - "trzeba dać jej kilka lat, aby móc ją obiektywnie ocenić". Jestem tego samego zdania i uważam, że w Polsce za bardzo się z tym wszystkim śpieszymy. ESA37 działa u nas dopiero trzy pełne sezony, a zarząd Ekstraklasy już się w tej sprawie nie raz zbierał, zastanawiając się nad jej sensem i wcale nie wykluczając powrotu do dawnego systemu... Działamy zbyt pochopie.

Do tego oczywiste plusy jak krótsza przerwa zimowa i więcej meczów o stawkę. Najważniejszy w tej wypowiedzi jest jednak apel, by przetestować reformę w ciągu kilku lat i dopiero wyciągnąć wnioski.

Drugi z kolei znacznie rozwinął swoją wypowiedź...

"Jeśli chodzi o reformę ESA37 to trzeba sobie przede wszystkim zadać pytanie o to, jakie cele przyświecają nam przy reformowaniu rozgrywek. Niektórzy mylnie sądzą, że zwiększenie liczby meczów i podział punktów ma w jakikolwiek sposób wpłynąć na poziom spotkań, liczbę strzelonych goli, czy umiejętności zawodników. Nie. Żadna zmiana liczby meczów nie wpłynie na poziom. Celem ESA37 było zwiększenie atrakcyjności ligi, wydłużenie emocji, zwiększenie liczby spotkań o stawkę, co moim zdaniem udało się osiągnąć: do końca rundy zasadniczej toczyła się walka o miejsce w pierwszej ósemce, Także wyścig o mistrzostwo nabrał kolorów dzięki podziałowi punktów. 

Ogółem więc moim zdaniem ESA37 zrealizowała swoje założenia. 

Inna sprawa, to czy faktycznie dobrze zdiagnozowano problemy ligi. Moim zdaniem docelowo powinniśmy dążyć do modelu, w którym Ekstraklasa jest faktycznie "ekstra", czyli skupia ścisłą elitę klubów posiadających odpowiednie zaplecze młodzieżowe, finansowe i organizacyjne. Elitę klubów płacących na czas, budujących długofalową strategię i pewnych przyszłości. Jedynym środkiem by to osiągnąć jest zmniejszenie ligi. Jednym "przeciw" jest głos samych klubów, które boją się, że przy sezonie, w którym spadałyby cztery zespoły, to właśnie oni straciliby udział w ekstraklasowym torcie.

Dla mnie takie zmniejszenie ligi prowadziłoby też do zwiększenia siły i potencjału zaplecza Ekstraklasy. Sam właśnie przerabiam to na przykładzie swojego ŁKS-u w III lidze. W wyniku łączenia trzecich lig, obecnie z tego poziomu spada ponad połowa ligi, ale dzięki temu w przyszłym sezonie w nowej III lidze znajdą się kluby o lepszych markach, lepszych składach i z lepszym zapleczem organizacyjnym. Najsłabsi odpadają, zostają ci z aspiracjami na dalszy rozwój. 

Moim zdaniem najgorsze, co możemy teraz zrobić to wrócić do szesnastu zespołów i trzydziestu kolejek. Albo zmniejszamy ligę, albo dalej kombinujemy, by zwiększyć jej atrakcyjność. Czy to przez podziały punktów, czy to przez play-offy albo szereg innych rozwiązań stosowanych w sportach nastawionych na widowiskowość."

Pod tą opinią w pełni się podpisuje, naprawdę trafia w sedno! Pierwszy akapit, jak dla mnie, jest odpowiedzią na duża ilość zarzutów, jaka pojawia się w środowisku piłkarskim - a to, że nie podniosła się atrakcyjność, a to, że piłkarze nie grają na wyższym poziomie...

Kolejny aspekt - odpowiednia diagnoza problemu ligi. Ciężko nie zgodzić się z opinią, że zmniejszenie liczby drużyn na poziomie Ekstraklasy niosłoby za sobą poprawę w kwestii organizacji czy finansów nie tylko ekip ekstraklasowych, lecz także tych z niższych lig. Powiem szczerze, że mam dwojakie zdanie na ten temat - z tyłu głowy siedzi mi, że tylko zmniejszenie ilości klubów przyczyniłoby się do rozwoju polskiej piłki. Aż szkoda patrzeć na kolejne upadające kluby... Polonie, ŁKS, Widzew, niewykluczone że niedługo chociażby Ruch... Jednak z drugiej strony ograniczyłoby to najwyższą ligę tylko dla największych ośrodków (z małymi wyjątkami)... Coraz bardziej jednak przekonuje się do ligi z mniejszą ilością ekip - niech już będzie te 12 solidnych, dobrze zorganizowanych firm, aniżeli 16 (Probierz sugeruje 18 bez podziału punktów...), gdzie kilka jest na skraju bankructwa.

W tym momencie czas na moje zdanie. Niezbyt obszerne, gdyż łączy się ono z powyższymi, a nie chcę się powtarzać...

Od początku jestem wielkim zwolennikiem reformy. Ekstraklasę oglądam już od kilka lat i, prawdę mówiąc, nie robi mi różnicy czy w starym systemie 7. Cracovia grałaby z 11. Jagielonią o nic, czy w nowym byłoby to starcie na noże o awans do grupy mistrzowskiej - I tak bym to oglądał! Zdaje sobie sprawę, że osób takich jak ja jest jednak mało, trzeba więc jakoś przyciągnąć innych. Przedłużenie emocji poprzez wprowadzenie podziału na grupy, niosące za sobą walkę w każdym meczu, uważam za strzał w dziesiątkę. Jasne - jest to w pewnym stopniu niesprawiedliwe, jak uważa właśnie Probierz czy Ojrzyński, jednak reguły znane są każdemu przed startem rozgrywek, każdy startuje z podobnego pułapu. Na pewno daleko mi do zdania Michała Probierza - jak wspomniałem - widziałby ligę 18-zespołową ze zlikwidowanym podziałem na grupy i dzieleniem punktów... Powoduje to oczywiście bardzo dużo meczów o nic, utrzymanie zapewnione jeszcze jesienią. Uwierzcie - przyciągnie to tylko najwierniejszych, a przecież nie o to chodzi.

Dużo jest zdań, że jakoś w Anglii czy Hiszpanii mogą grać nawet w 20 zespołów. Bądźmy poważni - tam 50% drużyn albo spada, albo awansuje do pucharów. U nas, przy 16 zespołach, jest to 37,5%, przy 18 byłoby to 33,(3)proc.... Argument naprawdę fatalny.

Miało nie być nawiązań, lecz w podsumowaniu to konieczne - Moim (zresztą nie tylko) zdaniem reformę powinniśmy ocenić dopiero po 5-6 latach jej funkcjonowania. Teraz tak naprawdę mamy trzy sezony, gdzie tylko w dwóch walka o mistrzostwo toczyła się do ostatniej kolejki. Inna rzecz - to że nasze kluby nie potrafią łączyć gry w pucharach z Ekstraklasą (na takim biednym Śląsku z zeszłego sezonu kilka meczów w pucharach odbijało się całą jesień...) pozostaje inną sprawą, z którą - jeżeli chcemy na stałe zadomowić się na średnim europejskim poziomie - musimy sobie radzić. Po prostu musimy, innej opcji na wyrwanie się z dzisiejszej rzeczywistości, jeżeli chodzi o występy w Europie, nie ma.

Norbert Skórzewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz