środa, 3 sierpnia 2016

Emocjonalnie i subiektywnie - Nastroje części kibiców Lecha

Powiem szczerze - skończyłem pisać ten tekst mniej więcej około godziny 22:00. Z premedytacją chciałem wrzucić go po północy - co uczyniłem - lecz miałem też chwile wątpliwości, czy w ogóle nie wyrzucić go do śmieci. Nie ma co ukrywać, że jest napisany bardzo emocjonalnie i mocno subiektywnie. Z drugiej strony jednak nie ma się chyba co bać kontrowersyjnych tekstów, tym bardziej, że staram się także pewne kwestie zrozumieć (ewentualny bojkot z powodu działań zarządu). Nigdy nie zrozumie jednak jak można przestać chodzić na mecze czy namawiać do bojkotu, tylko i wyłącznie przez kwestie wyników.

Dobra, lecimy...

---

Na wstępie - rozumiem rozżalenie kibiców Lecha w związku z fatalną postawą piłkarzy. Rozumiem ich wkurwienie, gdy zawodnicy drugi rok z rzędu serwują im ostatnią pozycję w tabeli. Rozumiem bezradność, gdy trener tak naprawdę sam przyznaje, że za bardzo nie wie jak wyjść z kryzysowej sytuacji. Rozumiem to wszystko, ale nigdy nie zrozumiem, jak można przez takie coś nawet pomyśleć o bojkotowaniu meczów i - co gorsza - krytykować kibiców z Kotła (sektor najzagorzalszych fanów Lecha), za to, że Ci... Cały czas wspierają piłkarzy.

Moim zdaniem drużynie kibicuje się nie dlatego, że cię nie rozczarowuje, tylko dlatego, że jest się z nią zawsze.

Rozumiesz? Jasne - to nie reprezentacja, możesz sobie wybrać. W sumie masz wybór, więc możesz stąd iść i nikt płakał pewnie nie będzie. Jeżeli jednak namawiasz do bojkotu, jednocześnie jeżdżąc po najwierniejszych kibicach Lecha, tylko dlatego, że nie są takimi dennymi sezonowcami nastawionymi na sukcesy, no to masz ze sobą problem. Bo jak już kibicujesz Lechowi to niezależnie od okoliczności. Czy dostają po dupie od Islandczyków, czy zdobywają mistrzostwo Polski. To jest Twój klub.

Nie odnosi się to oczywiście tylko do Lecha. Można przełożyć to na dowolny klub. Nie bądźcie hipokrytami - nie śmiejcie się z kibiców Realu, Barcelony, że kibicują drużynom odległym o tysiące kilometrów, jednocześnie sami odpuszczając mecze swojego klubu, gdy temu nie idzie.

---

Teraz spokojniej: Jest też druga strona medalu i naprawdę ciężko mi ją zignorować. Oczywiste jest, że Kocioł nie zacznie bojkotować meczów ze względu na wyniki - na co część ludzi nalega - gdyż to byłoby, nie potrafię użyć lepszego słowa, po prostu słabe.. Z drugiej strony jednak należy zastanowić się, co byłoby, gdy postanowili nie chodzić na mecze - dajmy na to - do momentu odejścia zarządu, który - tutaj jasność - przynosi Lechowi duże szkody. No właśnie...

Jeżeli ktoś czuje się urażony wstępem, muszę naprostować - chodzi mi tam tylko i wyłącznie o bojkotowanie Lecha ze względów stricte sportowych, dodatkowo oczernianie - a jakże, bez dowodów - najbardziej zaangażowanych w Lecha ludzi. W kwestiach pozasportowych ma to już znacznie większy sens, bo może zmusić do ruchów, w tym przypadku, w zarządzie. Na taki układ mógłbym pójść. Na bojkotowanie meczów przez postawę piłkarzy - nigdy.

---

Przejdźmy teraz do forum kibiców Lecha Poznań (hejlech.pl), gdzie takich kwiatków znajduję się mnóstwo. Złote myśli, nie wiem, więc się wypowiem itp...



Jasne - wspierajmy piłkarzy, ale tylko do chwili, gdy przestaną wygrywać. Potem "wszyscy won" - oni z klubu, my na wakacje.



Tak. Mówi się, że chleją nawet w dniu meczu...



(Jestem internetowym chuliganem, jak to przeczytają, już nigdy nie wyjdą na miasto. Właśnie - zakażmy im tego! Niech zapierdalają po dwanaście godzin na treningach! Dodatkowo odwiedzę prezesa, bo taki ze mnie chuligan, albo w sumie nie, bo od tego są kibole. A nie, oni mają układy z prezesem... Kurde...


Z tym wpisem także średnio się zgadzam, ale akurat daleko mi do krytyki. Mówi tutaj on o sprawach pozasportowych i to trochę inna sytuacja niż na przykład to:



Przejdźmy teraz do szefa wszystkich szefów. Ustala on bowiem, co mają robić kibice dopingujący Lecha, gdyż stoi w Kotle od 17 lat. Szczyt hipokryzji - teraz wyjdźmy z meczu, bo nie ma wyników, rok temu śmiejmy się z Legii, że przy 3-0 dla Lecha wychodzi z naszego stadionu. Brawo!



No i na koniec to:



Taki trochę TVN. Nie wiem, ale i tak się wypowiem. Nie jeżdżę na mecze, ale co to nie ja - przecież wiem na przykład, że polska scena (której notabene zazdrości nam absolutnie większość Europy) jest blisko dna, a słowo klucz to pieniądz. Wszystkie charytatywne zbiórki pewnie też idą na konto kiboli. Znów nic tylko brawo!

---

Uff... Tekst być może (na pewno) zbyt emocjonalny, ale pokazuje dość jasno, jak to u nas wygląda i wydaje mi się, że porusza ciekawy problem. Z jednej strony śpiewanie "czy wygrywasz czy nie", z drugiej w praktyce okazuje się, że tylko, kiedy wygrywasz. Jak mówiłem - jako człowiek, któremu na dobrej sytuacji w Lechu zależy - poprę decyzję o - dajmy na to - bojkocie z powodu działań zarządu, lecz nigdy z powodu postawy piłkarzy.

Tylko kto by się wyłamał z bojkotu zarządu, gdyby Lech nagle odpalił i walczył o mistrzostwo. Kibole z Kotła, czy ci wszyscy krzyczący jak to trzeba piłkarzy lać po mordzie (oczywiście nie oni to zrobią, tylko ludzie z Kotła, bo "od tego są"...). Patrząc na to, jak podchodzą do tego ci drudzy, jestem przekonany, że przy korzystnych wynikach nagle by wrócili.

To samo w sobie nie jest nic złego, bo każdy ma prawo wyboru, ale jeżeli ten ktoś namawia do tego innych, a potem się wyłamuje...

Cóż - to nie polska scena kibicowska idzie na dno. Dnem są wypowiedzi o bojkocie z powodu tego, że Nielsen nie wykorzystał ze Śląskiem sytuacji sam na sam, przez co nie udało się wygrać...

Norbert Skórzewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz