poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Ekstraklasa #6 (2016/2017, 4. kolejka, 5-8 sierpnia)


Z czego bierze się kryzys i czy można się do niego przyzwyczaić? Może nawet nie przyzwyczaić, co przejść do porządku dziennego z powodu kilku porażek rzędu? Obserwując kluby, którym na przestrzeni kilku meczów wyraźnie nie idzie, można wyciągnąć mieszane wnioski. W tym momencie w dość sporym kryzysie mamy dwie ekipy, które właśnie przegrały trzeci mecz z rzędu - w Lechu Poznań trener Jan Urban jest na wylocie u wszystkich oprócz prezesa, w Wiśle Kraków z kolei, pomimo derbowej porażki, sytuacja Dariusza Wdowczyka jest nieco inna. Ile na jego spokój wpływ ma ostatnia zmiana właścicieli, a ile mierność Wisły od dobrych trzech sezonów? Zapewne nigdy się nie dowiemy. Na razie Wdowczyk korzysta z zamieszania w klubie i utrzymuje posadę. W przypadku szkoleniowca Lecha może być różnie. Powiedzieć, że w Poznaniu jest gorąco to jak powiedzieć, że na Podkarpaciu jest Ekstraklasa. Nie jest gorąco - jest piekielnie gorąco.

Lech Poznań po remisie ze Śląskiem i porażkach z Zagłębiem i Jagielonią wreszcie trafił do siatki! Nie przeszkodziła nawet czerwona kartka dla Tetteha z samego początku meczu. Kolejorz pomimo wszystko wstał z kolan i za sprawą Marcina Robaka objął prowadzenie w Kielcach. Seria prawie 300 minut bez gola dobiegła końca! Strach pomyśleć co będzie dalej, skoro Lech potrafi strzelić gola, grając w osłabieniu.

To co będzie, a właściwie było, dalej?

Jeb, jeb, jeb, jeb. Korona wygrywa 4:1.

Chwilę po trafieniu Robaka dał o sobie znać były król strzelców II ligi Łukasz Sekulski, zdobywając gola z karnego po dość głupim faulu Tomasza Kędziory. Tuż po przerwie ten sam zawodnik wyprowadza Koroniarzy na prowadzenie. Kibice w Kielcach choć na chwilę mogą zapomnieć o utracie Airama Cabrery, najlepszego strzelca zeszłych rozgrywek. Łukasz teraz wpakował dublet, wcześniej strzelił gola z Piastem. Jest to o tyle istotne, że wcześniej odbił się od ściany w Jagielonii. Jeżeli utrzyma formę, cóż - nie będzie to pierwszy piłkarz, który odżył w Koronie.

Lech zagrał straszną padakę, co owocuje ostatnim miejscem i najgorszym startem od 60 lat! A wydawało się, że nie można zacząć gorzej, niż w zeszłym sezonie. Impossible is nothing. Z drugiej strony skazywana na pożarcie (czytaj: spadek) Korona, która zaczyna od pięciu punktów w czterech meczach. 0:4, 1:1, 1:1, 4:1. Jak na taki zespół nie wygląda to źle. A należy dodać, że na osiem połów Korona przegrała tylko jedną. Taka ciekawostka.

Piękne trafienie na 3:1 zanotował Miquel Palanca, który w przeszłości występował w... Realu Madryt. Zagrał trzy mecze na poziomie Primera Division. Debiutował z FC Barceloną.

---

Derby Krakowa to zawsze, niezależnie od okoliczności, wielki mecz. Nieważne, że Wisła od dawna dołuje, nieważne, że Cracovia odpadła w eliminacjach Ligi Europy z pasterzami owiec. Ten mecz elektryzuje cały piłkarski Kraków, przyciągając na obiekt Pasów 14 tysięcy osób!

Stadion zostaje szczelnie zapełniony, a całość dopełnia fanatyczny doping z obu stron. Wisły rzecz jasna za bardzo nie było słychać, lecz oczywiście zjawili się na meczu, wraz z Ruchem, Widzewem i Elaną, w bardzo dużej liczbie. Zostali jednak całkowicie zagłuszeni przez Cracovię. Z jednej i drugiej strony oprócz wsparcia swojej drużyny masa bluzgów w obu kierunkach. Dużo wątków "zmiany przyjaciół" przez Wisłę i parę historii z Patrykiem Małeckim.

Z jednej strony wołanie: - Małecki!


Z drugiej: - Co? - No i w tym momencie nie mogło być niczego innego jak klasyk:



- 1904!



O co chodzi? Swego czasu odbył się pojedynek na wiedzę o derbach Krakowa pomiędzy Patrykiem Małeckim a Mateuszem Cetnarskim. Małecki na pytanie o datę pierwszych derbów Krakowa wypalił: - 1904! Co z tego, że te kluby zostały założone w 1906, co z tego, że Małecki deklaruje swoją wielką miłość do Wisły... Ma nawet wytatuowanego Henryka Reymana. Derby zostały rozegrane w 1904 i już! Oj, będzie mu to wypominane.

Poza tym ataki kibiców Cracovii skupione głównie na nim. W pewnym momencie nie wytrzymuje i rzuca coś do niektórych fanów Pasów - dostaje żółtą kartkę.

Był jednak w tamtym momencie, a było to po 80 minucie, bardzo mocno naładowany. Cracovia prowadziła 2-0 po trafieniach z pierwszej połowy Budzińskiego i Szczepaniaka a Wisła była bezradna. Wymieniała podania, wyglądała przyzwoicie, lecz pomimo wszystko nie mogła trafić do siatki. Gol kontaktowy Patryka na dwie minuty przed końcem sprawił, że Biała Gwiazda złapała delikatny oddech, lecz czasu było już za mało.

Co najmniej do 10 grudnia w Krakowie rządzić będzie Cracovia. 2-1.


---

Wyżej opisane spotkania nie zainaugurowały czwartej kolejki. Ta rozpoczęła się w Białymstoku. Teraz jedziemy już w miarę chronologicznie:

Raz, dwa, trzy. Zaczynamy...


Nie będzie kłamstwem napisać, że w Białymstoku doszło do pojedynku dwóch rewelacji początku sezonu. Jasne - jesteśmy dopiero po trzech seriach gier, jednak postawa Jagi, jak i Arki od początku zwiastuje coś dobrego. Pierwsi zremisowali z Legią (gdzie przy stanie 1:1 powinni otrzymać karnego) i pokonali Ruch i Lecha. Drudzy po porażce z Termaliką podnieśli się na własnym stadionie - w stosunku 3:0 pokonali najpierw Wisłę Kraków, potem Ruch. Tym razem jednak na boisku rządzili tylko i wyłącznie gospodarze, a obronę Arki przeszliby nawet napastnicy Dundalk FC. Zaczęło się już w czwartej minucie, kiedy pozostawiono Vassiljevowi tyle miejsce (TYLE!):


Nic bardziej prostszego niż strzał w lewy róg bramki, szybki gol. Następnie dalsza część nieporadnej gry obronnej gości, którą w idealny sposób podsumowało trafienie Černycha na 3:0 (do obejrzenia poniżej). Wcześniej także trafił Litwin, a Gdynian dobił znów Vassiljev. Po godzinie gry 4:0! W ostatniej części Arka nieco się otrząsnęła, zdobyła honorowego gola, jednak niesmak pozostał. 4:1.

Jaga potwierdza niesamowitą formę, Arka na razie rządzi jedynie na własnym obiekcie.


---

W sobotę, przed meczem Korony z Lechem, na boiska wybiegli piłkarze w Niecieczy, gdzie miejscowa Termalika podejmowała Górnika Łęczna, Niecieczanie po dwóch pierwszych zwycięstwach i porażce z Zagłębiem znów wrócili na właściwe tory. W końcówce pierwszej połowy zaaplikowali przyjezdnym gola z karnego - niestety bardzo kuriozalnego - by dobić rywali tuż po przerwie. Górnik grał z zębem, walczył, jednak zaowocowało to tylko trafieniem w doliczonym czasie gry. 2:1, na więcej było już za późno.

---

Następnie na boisko wyszły Śląsk Wrocław i Lechia Gdańsk. No i tutaj mamy sytuację bez precedensu. Skończyło się 0:0, jednak kilku ciekawych sytuacji nie brakowało, mecz oglądało się dobrze. Chodzi mi o coś zupełnie innego. Prześledźmy sobie może wyniki Śląska z tego sezonu:

0-0 z Lechem,
0-0 z Legią,
2-0 z Pogonią,
0-0 z Lechią.

Jak widać - trzy bezbramkowe remisy z papierowymi potentatami i wygrana na trudnym terenie w Szczecinie. Cóż - Rumak na razie czyni w Śląsku cuda. Z tak słabej kadrowo drużyny potrafi wycisnąć jak na razie 110%. Każdy walczy za dwóch, transfery okazały się strzałem w dziesiątkę, a długo wyczekiwany napastnik nareszcie dołączył do zespołu. Koniec z Bilińskim i Idzikiem w ataku. Do Wrocławia wrócił Bence Mervó, który już w minionym sezonie pokazał się z bardzo dobrej strony.

Z drugiej strony mamy Lechię Gdańsk, która zawsze zaczyna jak to ona - 1:2, 2:1, 3:1, 0:0 - w kratkę. Porównując jednak drużynę Nowaka przez pryzmat dwóch poprzednich lat, widać znaczny progres. Sytuacja, gdzie Lechii zabrakłoby w grupie mistrzowskiej byłaby po prostu sensacją. Widać, że drużyna się rozpędza, tym razem szybciej niż w poprzednich sezonach. Ten mecz równie dobrze mogła wygrać.

---

Legia Warszawa wreszcie mogła pozwolić sobie na wystawienie w lidze naprawdę mocnego składu - w najbliższej perspektywie czeka ich w tygodniu nie starcie o Ligę Mistrzów, a mecz Pucharu Polski z Górnikiem Zabrze. Do Warszawy przyjechał gliwicki Piast. Jeszcze w maju - mecz o mistrzostwo Polski. Teraz starcie drużyny, która jest o 0,84538583288342 centymetra od Ligi Mistrzów z ekipą rozbitą porażką w pucharach i odejściem trenera. W tym meczu Legia zagrała tak samo, jak w dwumeczu ze Słowakami - stworzyła sobie jakieś tam sytuację, ale równie dobrze mogła też gola stracić. Piast na przestrzeni całego spotkania wypracował sobie dwie klarowne sytuacje, Legia może jedną. Ogólnie nie widać progresu formy od początku sezonu, jednak jak kilkukrotnie już pisałem - Legii dopisało szczęście w losowaniu (na które od kilku lat solidnie pracowała), przez co na obecną formę Mistrzów Polski można patrzeć z nieco większym spokojem.

Pamiętajmy, że w ostatniej fazie losowania Legia mogła trafić albo Dundalk, albo Dinamo Zagrzeb.

Trafiła Dundalk.

---

W pozostałych spotkaniach Zagłębie Lubin zremisowało na własnym obiekcie z Pogonią Szczecin 1:1, z kolei w starciu Ruchu z Wisłą Płock padł wynik 2:2. Chorzowianie wyrównali w doliczonym czasie gry po golu z rzutu karnego.

---

Wyniki:

Piątek, 5 sierpnia
Jagiellonia Białystok – Arka Gdynia 4:1
Cracovia Kraków – Wisła Kraków 2:1
Sobota, 6 sierpnia
Termalica Nieciecza – Górnik Łęczna 2:1
Śląsk Wrocław – Lechia Gdańsk 0:0
Korona Kielce – Lech Poznań 4:1
Niedziela, 7 sierpnia
Zagłębie Lubin – Pogoń Szczecin 1:1
Legia Warszawa – Piast Gliwice 0:0
Poniedziałek, 8 sierpnia
Ruch Chorzów – Wisła Płock 2:2

---

Tabela:


90minut.pl

---

Strzelcy:


tylkoekstraklasa.pl

---

Frekwencja w trzeciej kolejce wynosiła 83499 (poprzednio 67524), co daje średnią 10437 (poprzednio 8440) na mecz.

Norbert Skórzewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz