niedziela, 28 sierpnia 2016

Ekstraklasa #9 (2016/2017, 7. kolejka, 26-28 sierpnia)

Za hit kolejki uznać należało zdecydowanie starcie ekip z samej czołówki ligowej stawki. W sobotę wieczorem Arka Gdynia mierzyła się na własnym obiekcie z Zagłębiem Lubin. Stadion Miejski od samego początku rozgrywek stanowi twierdzę nie do zdobycia - 3:0 z Wisłą, 3:0 z Ruchem, 2:0 ze Śląskiem. Zgoła odmiennie Gdynianie prezentowali się na wyjazdach, gdzie przegrali pierwsze dwa mecze. Ostatnio przyszło jednak przełamanie chyba w najlepszym możliwym miejscu - w Warszawie Legia została odprawiona 1:3. Arka pokazał więc, że wie jak gra się w delegacjach, jednak zanim znowu przyjdzie jej myśleć, jak tu wygrać kolejny mecz na obcym stadionie, czeka ją powrót do domu. Tutaj powoli buduje się prawdziwa twierdza. Tym razem przyjechał jednak nie byle jaki przeciwnik, konkretnie lider z Lubina, który jak dotąd nie przegrał jeszcze ani jednego meczu w lidze. Choć dodać trzeba też, że trzy ostatnie mecze ligowe kończyły się w ich wykonaniu podziałem punktów.

Zagłębie miało więc okazję do małego przełamanie, z kolei Arka do dołożenia kolejnej cegiełki do swojej nowo powstałej twierdzy. Wszystko to zostało wkomponowane w mecz przyjaźni pomiędzy tymi ekipami, co zwiastowało prawdziwe piłkarskie święto. Bez względu na okoliczności nie ma się jednak co dziwić - od samego początku widać, jak Gdynia jest głodne ekstraklasowej piłki. Za przykład niech posłuży chociażby reportaż, który miałem przyjemność zrobić przy okazji powrotu do Ekstraklasy (lipcowe starcie z Wisłą Kraków - TUTAJ).


No i się zaczęło. Znów potwierdziło się, że Arka na własnym stadionie jest mocniejsza nawet od stali. Nie jest to jednak stal nierdzewna, aż tak idealnie nie jest. Od czasu do czasu gospodarze pozwalają sobie na chwilę gościnności, aby przesadnie nie upokarzać każdego z rywali. Tym bardziej, gdy jest to przyjaciel z Lubina. Wypada więc wtedy podarować im co nieco. W przypadku tego meczu było to samobójcze trafienie Marcjanika w pierwszej połowie. Do przerwy Arka - Zagłębie 0:1.

W pierwszej połowie spotkanie było jeszcze w miarę wyrównane, jednak po zmianie stron grała już tylko Arka. Nawet nie wyobrażacie sobie, ile oni wnoszą jakości do Ekstraklasy - walka o każdą piłkę, pressing, dodatkowo po prostu piłkarskie umiejętności, bo bez nich też nie da się daleko zajechać. Arkę, najzwyczajniej w świecie, aż chce się oglądać. Bo to zawsze zwiastun efektowności. W tym sezonie, przede wszystkim u siebie, to reguła. Dochodzi do tego, że nawet żaden wyjątek nie jest w stanie jej potwierdzić. W końcu udało się wyrównać po doprawdy fenomenalnym strzale z wojeja Miroslava Božoka. Żaden Grzelczak Messi czy Cristiano by się takich strzałów nie powstydzili.

Arka dalej atakowała, a Zagłębie statystowało. Zakończyło się 1:1, z którego zadowoleni mogą być tylko goście. Gdynianie podeszli bowiem do nich z wielką litością, tak po znajomości.

---

Tak w ogóle to kolejka rozpoczęła się w Płocku, gdzie Wisła mierzyła się z Koroną Kielce. Beniaminek, choć tydzień temu rozegrał najsłabszy mecz w historii piłki nożnej (0:0 ze Śląskiem Wrocław) i tak w sezon wszedł, można powiedzieć, z buta. Co prawda nie prezentuje się tak efektownie i efektywnie jak Arka, lecz i tak swoje punkty zbiera - 8 oczek w 6 meczach to bardzo przyzwoity wynik. Dodatkowo potencjał, przede wszystkim w pomocy, może zawstydzić nie jeden ekstraklasowy klub. Furman i Krivets w środku pola to uznane w kraju marki. Na skrzydle mamy na przykład Arkadiusza Rece, który co prawda ostatnio siadał na ławce, ale tak czy siak drzemie w nim spory potencjał. Gdy wystrzeli, może być naprawdę efektownie. A Korona? Korona jak na swoje możliwości również zaczęła bardzo mocno sezon. Być może pamiętacie poprzednie rozgrywki - odeszło wielu piłkarzy, przyszedł nowy trener (Marcin Brosz), zespół był skazywany na spadek, a o mały włos nie awansował do najlepszej ósemki. Teraz sytuacja niema identyczna - drużyna znów rozbita, nowy trener (tym razem zupełnie niedoświadczony Tomasz Wilman) i oczekiwanie przez wszystkich na spadek. A tu co? A też 8 punktów po 6 meczach.

Spotkanie miłych oczarowań początku sezonu.

Niestety sprzecznością okazało się równanie przyzwoite drużyny=przyzwoity mecz. Za dużo do oglądanie w Płocku nie było. Spotkanie - pól żartem - dla ekstraklasowych koneserów. Pierwsza połowa to takie typowe 0:0, z małymi nawiązaniami Wisły do swojej "gry" sprzed tygodnia. Całe szczęście, że z tego marazmu szybko wybudziła ją Korona, konkretnie Łukasz Sekulski po godzinie gry. Wisła jeszcze wyrównała, ale w końcówce dobili ją przyjezdni. 1:2.

Jest to kolejne zwycięstwo Korony, obok którego nie można przejść obojętnie. Wydaje się, że w Kielcach panuje jakiś dziwny klimat, dzięki któremu nagle niechciani nigdzie piłkarze wskakują na pełne obroty. Było już tak kilka lat temu za Ojrzyńskiego, zdarzyło się w zeszłym sezonie, ma to kontynuację obecnie. Scouting? Analizowanie każdego piłkarza, który zawita do klubu? Nie, powiem bardziej analitycznie - po prostu specyficzny klimat. Większość z tych piłkarzy miałaby problem załapać się do klubów z najwyższej ligi. W Kielcach znaleźli jednak swoje miejsce na świecie.

---

Spotkanie Wisły Kraków ze Śląskiem Wrocław aż opływało od szeregu kontekstów. Za to można kochać Ekstraklasę - kiedy bardziej się nią zainteresujesz, wyłapujesz smaczki, dzięki którym nawet na najsłabszy mecz możesz czekać z narastającą z godziny na godzinę niecierpliwością. W tej sytuacji mamy do czynienia ze Śląskiem, który jak dotąd stracił tylko dwa gole w Gdynii, a w pozostałych pięciu grach zachowywał czyste konto i z Wisłą, której nikt o nadmierne wygrywanie ostatnio nie oskarży. 2:1 z Pogonią a potem 5 razy w łeb. Z drugiej strony rozgrywa się także ciekawe spotkanie pod względem kibicowskim, gdzie jeszcze do niedawna zaprzyjaźnione kluby teraz stały się - można chyba to powiedzieć - wrogami. Śląsk latem zerwał zgodę z Wisłą (podobnie jak Lechia), gdy ta zaprzyjaźniła się z Ruchem Chorzów.


FOTO: polscykibice.net

Transparent nawiązuje oczywiście do wiślackiej grupy "Wisła Sharks", czyli "rekinów", stąd takie a nie inne słowa na transparencie.

Przejdźmy jednak do meczu - od początku widać było u Wiślaków sportową złość, tego im odmówić nie można. Nie potrafili jednak przebić się przez solidną jak zwykle defensywę Śląska, który pomimo mniejszego posiadania piłki wyprowadził w końcówce pierwszej połowy akcje zwieńczoną trafieniem Bilińskiego. Kiedy po godzinie gry wyrównał Mójta, wydawało się, że Wisła wraca na właściwe tory. Skończyło się jednak jej porażką 1:5. PORAŻKĄ 1:5!!! Pięć goli straconych ze Śląskiem. ZE ŚLĄSKIEM!!


Śląsk wyczekiwał Wisłę i w końcu wyczekał. Dwie z tych bramek zdobył Ryota Marioka, przez cały mecz mało widoczny, jednak potrafiący znaleźć się w kluczowych akcjach. Podobnie można powiedzieć o całej drużynie - byli konkretni wtedy, kiedy było trzeba. Prosta gra, która wystarczyła by zmiażdżyć Wisłę.

Sześć porażek z rzędu klubu z grodu Kraka. Najbliższy mecz w bardzo trudnym Białymstoku, potem przyjeżdża Piast. Co to będzie? Nie wiem tego nawet trener Wdowczyk, który na konferencji poprosił o niezadawanie pytań, gdyż musi przemyśleć całą tę sytuację.

---

Górnik Łęczna - Jagielonia Białystok to wbrew pozorom bardzo, ale to naprawdę bardzo, ważne spotkanie dla Jagi. Po rewelacyjnej inauguracji sezonu, gdzie pochwały leciały z każdego zakątka świata (e-mail z gratulacjami nie dotarł tylko z Sudanu Południowego) przyszedł czas na zderzenie się z rzeczywistością - 0:1 w Płocku i 0:1 u siebie z Lechią. Z drugiej strony Łęcznianie, którzy w lidze radzą sobie bardzo słabo (6 meczów - 5 punktów) i którzy jak dotąd pokonali tylko tę drużynę, którą ostatnio leją wszyscy - Legię.

Na stadionie w Lublinie od początku przycisnęła Jagielonia - pach Černych, pach Romanczuk i 2:0. Nie minęło pół godziny gry a wszystko było już jasne. Od tej pory gra nieco się uspokoiła, Jaga oddała piłkę Górnikowi, a ten nie potrafił z nią nic zrobić. I tak leciał ten czas, aż na zegarze wybiła 90. minuta. Wynik 0:2 pozwala się przełamać Jadzie i wprowadza w mocny marazm Górnika.

Jednym z kluczowych zawodników Jagielonii jest środkowy pomocnik Taras Romanczuk, który został wyciągnięty z Legionovii Legionowo i już trzeci sezon z rzędu występuje na boiskach Ekstraklasy. Ukrainiec imponuje spokojem w grze i po prostu jest jednym z lepszych zawodników na swojej pozycji w lidze. Latem pojawiały się za niego oferty rzędu miliona euro, jednak ostatecznie został w Białymstoku.

Do czego zmierzam? Ciekaw jestem ilu jest takich zawodników z niższych lig, którzy nie zostali jeszcze wyłowieni. Nasze niższe ligi oglądam w dużym stopniu i naprawdę uważam, że co najmniej kilku piłkarzy stać na solidną grę w Ekstraklasie. Przykłady należy upatrywać chociażby w beniaminkach, którzy przecież poziomem nie odstają (ba - ten poziom raczej podnoszą), a tacy gracze jak na przykład Arkowcy  Da Silva czy Warcholak wiele lat grywali niżej, a teraz wyróżniają się w Ekstraklasie. To tylko przykłady, takich zawodników jest znacznie więcej.

---

Tak przed meczem z Piastem prezentował się stołek Jana Urbana:


Z takim zapałem z kolei przez większość spotkania starali się go gasić Poznaniacy:


Lech Poznań - Piast Gliwice. Największe rozczarowanie sezonu kontra drużyna aspirująca tak do powtórzenia wicemistrzostwa, jak Nicki Bille Nielsen do tytułu króla strzelców Ekstraklasy. Od początku dało się zauważyć zadziorność Lecha, bo zespół bardzo dobrze usiadł pressingiem na rywali, lecz trwało to krótko. Po chwili wszystko zaczęło wracać do normy, czyli do gry w środkowej strefie boiska. W pierwszej połowie nie działo się nic godnego uwagi, lecz ciężko, aby miało się coś dać, gdy gospodarze wychodzą na boisko z parą defensywnych pomocników Tetteh-Trałka...

Jan Urban zapytany w wywiadzie przedmeczowym dlaczego forsuje tych zawodników w środku, zamiast postawić tam na kreatywnych Majewskiego czy Jevtićia mówił coś o swojej filozofii. No faktycznie - przedostatnie miejsce w lidze sprzyja utrzymywaniu za wszelką cenę swojej koncepcji. Urban stracił przez to zaufanie kibiców, pewnie też piłkarzy, a za chwilę straci też pracę. Odejdzie jednak w glorii chwały - wierny swej filozofii z Tettehem i Trałką. Tak konsekwentnego człowieka w polskiej piłce nie było już dawno...

W drugiej połowie nie zmieniło się tak naprawdę nic, poza tym, że piłka w 73' wreszcie trafiła do siatki. Po dobrej akcji Lecha ładnym uderzeniem popisał się wprowadzony z ławki Formella. No i od tego momentu z Lecha ewidentnie zeszła presja, gdyż gołym okiem widać było większą swobodę. Udało się nawet stworzyć kilka innych sytuacji, które mogły zakończyć się bramką.

Nadeszła jednak 90' i trafienie Szeligi dla Piasta.

Konsternacja w Poznaniu, szał radości na ławce Piasta. Nastroje postanowił zmienić jednak sędzia sędzia Paweł Raczkowski, który jakimś cudem dopatrzył się tam spalonego (chyba o to chodziło). Oczywiście nie było o nim mowy, Szeliga ani przez chwile na nim nie był, a zawodnik obok absolutnie nie absorbował bramkarza czy obrony. Powinno być więc 1:1, a skończyło się 2:0, gdyż Lech szybciutko wyprowadził kontrę, zamienioną na bramkę przez Gajosa.

Piast został w Poznaniu okradziony.

---

Jak podsumować mecz Ruchu Chorzów z Legią Warszawa? Najprościej napisać, że Legia przyjechała, zrobiła swoje i pojechała. Wiadomo w jakiej formie są ostatnio Legioniści i jaka jest ich sytuacja w tabeli. Grają słabo, trener traci zaufanie kibiców, jednak udaje im się wylosować awans do Ligi Mistrzów, przez co jego posada w ogóle nie jest zagrożona, choć styl - delikatnie mówiąc - nie powala. Jak to wyglądało dzisiaj? No nijak. Spokojne 2:0 z Ruchem absolutnie nie zmienia położenia Stołecznych. Czeka ich teraz przerwa na reprezentację, gdzie Besnik Hasi ma niepowtarzalną okazję ostatecznie przekonać do siebie zawodników i poprawić grę Legii. W innym przypadku może być krucho.

Więcej nie ma co pisać - Legia zrobiła to co miała zrobić, Ruch nie był w stanie się jej przeciwstawić i po chwilowej zwyżce formy (2:1 z Wisłą Kraków, 1:1 z Cracovią) wszystko znów wraca do normy z pierwszych meczów. Normy słabej formy.

---

W pozostałych spotkaniach Pogoń Szczecin zremisowała z Cracovią 1:1, z kolei Lechia poległa u siebie z Termaliką 1:2. Oj dawno Gdańszczanie nie przegrali u siebie...

---

Wyniki:

Piątek, 26 sierpnia
Wisła Płock – Korona Kielce 1:2
Wisła Kraków – Śląsk Wrocław 1:5
Sobota, 27 sierpnia
Pogoń Szczecin – Cracovia Kraków 1:1
Górnik Łęczna – Jagiellonia Białystok 0:2
Arka Gdynia – Zagłębie Lubin 1:1
Niedziela, 28 sierpnia
Lech Poznań – Piast Gliwice 2:0
Lechia Gdańsk – Termalica Nieciecza 1:2
Ruch Chorzów – Legia Warszawa 0:2

---

Tabela:

90minut.pl

---

Strzelcy:

tylkoekstraklasa.pl

---

Frekwencja w trzeciej kolejce wynosiła (78857) (poprzednio 55953), co daje średnią (9857) (poprzednio  7993) na mecz.

Norbert Skórzewski

Test pojawił się także na stronie footroll.pl

http://footroll.pl/podsumowanie-7-kolejki-lotto-ekstraklasy/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz